Wojciech Wrochna: do końca roku chcemy otrzymać zielone światło z Brukseli na atom w Polsce

- Wojciech Wrochna pozytywnie ocenia wymagającą współpracę z Komisją Europejską w sprawie procesu notyfikacyjnego pomocy publicznej dla budowy polskiej elektrowni jądrowej.
- W porównaniu z czasem ukończenia procesu notyfikacyjnego dla rozbudowy czeskiej elektrowni atomowej, Polska nie jest nawet w połowie terminu. A harmonogram budowy goni.
- Według pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej opóźnienie decyzji KE o kilka miesięcy może oznaczać, że realizacja inwestycji w założonym terminie będzie bardziej wymagająca.
- Rząd aktywnie czeka na deklaracje potencjalnych wykonawców drugiej elektrowni jądrowej w Polsce.
Na jakim etapie jest proces notyfikacyjny Komisji Europejskiej pomocy publicznej dla budowy elektrowni jądrowej w Choczewie?
- Mija siódmy miesiąc od otwarcia postępowania przez Komisję Europejską i bardzo intensywnie pracujemy. W zasadzie codziennie wymieniamy kolejne informacje z Komisją Europejską. To jest bardzo dobra współpraca.
Komisja Europejska zadaje setki wymagających pytańCzy to znaczy, że ten wniosek jest w jakiejś formie niekompletny, czy niejasny?
- Procedura wygląda w taki sposób, że notyfikujemy projekt, wskazujemy szereg danych, informacji, wyliczeń itd. I to Komisja opublikowała w decyzji otwierającej w marcu tego roku. Jest tam np. oczekiwana przez Polskę cena wykonania inwestycji, poziom wykorzystania elektrowni jądrowej, założone parametry finansowe, sposób finansowania itd.
Komisja w trakcie tego postępowania weryfikuje wszystkie parametry bardzo szczegółowo. Zadaje setki pytań, czasami bardzo trudnych, po to, żeby ocenić, czy model wsparcia, który Polska przyjęła, nie doprowadzi do istotnego naruszenia konkurencji na rynku. Szczegółowo musimy opisywać, jak będzie wyglądał rozwój rynku energii, jaki będzie w nim udział energetyki jądrowej, czy wsparcie dla niej nie doprowadzi do zaburzeń. Tych kwestii jest naprawdę wiele.
Wspomniał pan, że Polska jest w siódmym miesiącu postępowania notyfikacyjnego. Podobne postępowanie w przypadku rozbudowy czeskiej elektrowni jądrowej Dukovany trwało ok. dwóch lat.
- Czesi prowadzili to postępowanie 22 miesiące. Patrząc więc na perspektywę czeską, to nie wykorzystaliśmy nawet połowy tego czasu. Do końca tego roku chcemy jednak otrzymać zgodę.
Brak zgody KE na pomoc publiczną może opóźnić realizacjęHarmonogram budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej jest przecież i tak bardzo napięty.
Musimy nadrabiać zaległości i stawiać sobie ambitne wymogi terminowe, których nikomu przed nami nie udało się osiągnąć. Pracujemy nad tym bardzo ciężko i - cały czas podtrzymuję - zakładamy, że do końca roku otrzymamy decyzję KE.
A co się stanie, jeśli to się nie wydarzy?
- Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) posiada jeszcze pewne środki na tzw. fazę koncepcyjno-przygotowawczą projektu. Środki na docelowe podwyższenie kapitału spółki, stanowiące wkład Skarbu Państwa na realizację inwestycji, są zabezpieczone w ustawie. Wniosek o nie zostanie złożony do Ministra Finansów niezwłocznie po wydaniu decyzji pomocowej.
Scenariusza nieodblokowania tych środków nie bierzemy jednak na ten moment pod uwagę.
Co jest więc kluczowe z perspektywy Komisji Europejskiej w analizowaniu waszego wniosku?
- Chcemy, żeby model, który zaproponowaliśmy Komisji, udało się wdrożyć. Aby cena wykonania inwestycji, którą wyznaczyliśmy oraz poziom wykorzystania mocy z tej elektrowni pozostał zgodny z naszymi celami. To ważne, gdyż poziom wykorzystania mocy wpływa na ten koszt finalny i musimy udowodnić, że założenia, które zostały zrobione, były założeniami wiarygodnymi.
Trwa szukanie wykonawców drugiej elektrowni jądrowejNiedawno powiedział pan, że bardzo ważne jest, aby konkurencja wśród potencjalnych wykonawców drugiej polskiej elektrowni jądrowej była jak największa. Szczególnie że, jak pan stwierdził, w przypadku pierwszej takiego procesu nie było i de facto liczyli się wyłącznie Amerykanie.
- W przypadku drugiej elektrowni jądrowej Amerykanie także chcą być konkurencyjni - powtarzają nam, że kontynuowanie projektów tej samej technologii ma konkretny wymiar finansowy. My prowadzimy postępowanie konkurencyjne, bo chodzi nam o to, żeby niezależnie od tego, czy to Amerykanie zaoferują niższą cenę, czy będą to Kanadyjczycy bądź Francuzi, koszty drugiej elektrowni były akceptowalne i można było produkować tanią energię na dużą skalę.
Dlatego wracam do wymiaru finansowego - on musi być dokładnie zaplanowany już na samym początku. Dlatego chcemy rozmawiać z państwami dostawcami o oferowanym kapitale od samego początku, bo wybranie technologii to dużo prostsze zadanie niż jej sfinansowanie.
wnp.pl


