Odpowiedź Johna Mearsheimera: Władzę należy ograniczać, a nie zabiegać o nią

W wywiadzie dla Neue Zürcher Zeitung z 6 maja 2025 r. pod prowokacyjnym tytułem „ Zrobiłbym to samo, co Putin. Najechałbym Ukrainę jeszcze wcześniej ” amerykański politolog John Mearsheimer twierdzi, że Zachód – szczególnie poprzez swoje wysiłki na rzecz integracji Ukrainy z NATO – sprowokował Rosję do odpowiedzi militarnej. Rosyjski atak na Ukrainę był zatem racjonalną wojną prewencyjną, która z punktu widzenia Moskwy była konieczna w celu zabezpieczenia interesów bezpieczeństwa narodowego. Mearsheimer zaprzecza, jakoby Putin miał imperialne motywy i podkreśla, że Zachód zignorował sygnały ostrzegawcze. Według niego, trwały pokój można osiągnąć jedynie poprzez ukraińską neutralność, ustępstwa terytorialne i demilitaryzację – wszystkie te żądania Rosji uważa za realistyczne, nawet jeśli nie do zaakceptowania dla Kijowa. Mearsheimer odrzuca krytykę swego stanowiska, twierdząc, że jest ona przejawem strategicznej ślepoty ze strony Europy i moralnego samooszukiwania się ze strony Zachodu.
Subtelną ironią jest to, że John Mearsheimer, niegdyś jeden z najbardziej elokwentnych przedstawicieli realizmu, gubi się w wyidealizowanej projekcji – fikcji racjonalnego Władimira Putina, którego działania rzekomo podążają za zimną logiką geopolitycznej konieczności. W ten sposób Mearsheimer zastępuje analityczną klasyfikację apologetyczną reinterpretacją rosyjskiej wojny agresywnej przeciwko Ukrainie. Według tego Zachód sprowokował Rosję, na co Putin zareagował racjonalnie. W tej narracji Ukraina jawi się jako pionek liberalnej pychy. Tezy Mearsheimera są nie tylko analitycznie uproszczone – są one strategicznie fatalne i służą uzasadnieniu agresywnej polityki Kremla.
Pseudoracjonalność jako figowy listek imperializmu rosyjskiegoOczywiście, nie jest to pierwsze problematyczne stwierdzenie Mearsheimera odnośnie Rosji. Jednak od lutego 2022 r. jego analizy, graniczące z apologetyką Kremla, stały się bardziej powszechne. Obrazu dopełniają regularne występy w programach czołowych rosyjskich propagandzistów.
W najnowszym wywiadzie dla NZZ Mearsheimer przedstawia Putina jako przewidywalnego aktora, klasycznego polityka, który jedynie reaguje na naruszanie granic przez Zachód. Jednakże takie przedstawienie ignoruje ideologiczne podstawy reżimu. Kreml od lat świadomie sakralizuje rosyjską tożsamość, historię i geopolityczne wyłącznościowe roszczenia do tzw. „rosyjskiego świata”. Najpóźniej latem 2021 roku, wraz z esejem Putina „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”, stało się jasne: wojna przeciwko Ukrainie nie jest po prostu reakcją polityki bezpieczeństwa, ale ideologicznie motywowanym rewanżyzmem.
Odrzucenie przez Mearsheimera tej ideologicznej podstawy jako „mitu” jest analitycznie nieuczciwe. Zwłaszcza realiści powinni podchodzić do takich narracji z podejrzliwością wobec struktury, a nie z racjonalizacją. Realizm bowiem, który ignoruje ideologiczne autointerpretacje reżimów autorytarnych, staje się drabiną do rewizjonizmu.
Wojna prewencyjna czy postfaktyczne uzasadnienie ataku?Kiedy Mearsheimer opisuje rosyjską inwazję jako „klasyczną wojnę prewencyjną”, dewaluuje to określenie poprzez jego nieograniczone stosowanie. Do przeprowadzenia ataku zapobiegawczego niezbędne jest bezpośrednie zagrożenie. Jednak w 2022 roku Ukraina nie była ani o krok od członkostwa w NATO, ani Kijów nie gościł zachodnich jednostek bojowych. Współpraca wojskowa – współpraca szkoleniowa, ograniczone dostawy broni, wymiana informacji wywiadowczych – nie oznacza zobowiązania do wzajemnej pomocy, braku integracji operacyjnej, braku stacjonowania wojsk NATO na terytorium Ukrainy.
Twierdzenie, że Ukraina była „de facto” częścią NATO, wydaje się nie być ani analitycznie uzasadnione, ani zrozumiałe z perspektywy polityki bezpieczeństwa. Zamiast tego przyjmuje perspektywę strony rosyjskiej – i ujawnia strukturalną sprzeczność: podczas gdy Mearsheimer żąda od Zachodu strategicznej trzeźwości nawet w obliczu konkretnych zagrożeń, deklaruje, że abstrakcyjne poczucie zagrożenia Putina jest jedyną obiektywną i, z tego powodu, uzasadnioną rzeczywistością.
Jednocześnie myślenie Mearsheimera zakłada stosowanie podwójnych standardów normatywnych: Rosji przyznaje się niemal naturalne prawo do stref wpływów i bezpieczeństwa, podczas gdy państwom położonym między NATO a Rosją odmawia się jakiejkolwiek suwerennej swobody podejmowania decyzji. To nie jest realizm – to próba feudalizacji porządku międzynarodowego w epoce atomowej. Jeśli konsekwentnie zastosujemy logikę Mearsheimera, oznacza to, że każde państwo może zgłaszać roszczenia terytorialne – pod warunkiem, że wiarygodnie grozi wojną. To nie jest rozkaz, ale zaproszenie do szantażu politycznego.
Odwrócenie roli sprawcy-ofiary jako zasada systemowaSzczególnie wymowne jest stwierdzenie Mearsheimera, że nie tylko postąpiłby tak samo na miejscu Putina, ale nawet wcześniej dokonałby inwazji na Ukrainę. Zdanie to nie jest analityczną abstrakcją, lecz retorycznie zamaskowaną solidarnością z agresorem. Z tej perspektywy państwa takie jak Ukraina nie są podmiotami strategicznymi, lecz obiektami geopolitycznymi w walce o władzę między głównymi mocarstwami.
To, co jest tu sprzedawane jako trzeźwa analiza, jest w rzeczywistości powrotem do porządku XIX-wiecznego – porządku stref wpływów, legitymizowanego przez strategiczne i historyczne projekcje władzy. Ale to, co było uzasadnione w epoce Metternicha, a nawet miało charakter pokojowy , w epoce rodzącej się wielobiegunowości traci na znaczeniu, przekształcając się w nieodpowiedzialną przepustkę do globalnego chaosu. Fakt, że Mearsheimer nie krytykuje tej logiki, lecz stwierdza, że jest ona wyrazem analitycznego zaniechania niegdyś wielkiego myśliciela stosunków międzynarodowych.
Konstrukcja rzekomego braku alternatywWedług Mearsheimera nie ma rozwiązania dla wojny na Ukrainie – jedyną możliwością jest zaakceptowanie żądań Putina w obliczu rosyjskiej wyższości. Ta retoryka politycznego braku alternatyw systematycznie ignoruje fakt, że strategiczne kalkulacje Putina już się nie powiodły. Ukrainie udało się nie tylko utrzymać stolicę i udaremnić wojenne zamierzenia Moskwy w pierwszych decydujących tygodniach, ale także trwale unieruchomić wojska rosyjskie w Donbasie. Według renomowanego Instytutu Studiów nad Wojną, rosyjskie siły zbrojne zdołały w ciągu roku 2024 osiągnąć jedynie minimalne zyski terytorialne, mimo ogromnych strat w sprzęcie i ludziach.
Warunkiem wstępnym nie była uległość, lecz opór. Czynnikiem, który Mearsheimer strukturalnie niedocenia, jest odporność Ukrainy. Co więcej, wsparcie Zachodu sprawiło, że asymetryczna akcja straży tylnej stała się zrównoważoną kontrstrategią – przynajmniej w perspektywie krótkoterminowej i średnioterminowej.
Nie ma wątpliwości, że Zachód mógł zareagować bardziej zdecydowanie na inwazję Rosji. Mimo to nie pozostali bierni. Odzwierciedleniem tego jest chociażby ustanowienie formatu Ramstein, koordynacja pomocy wojskowej w ramach Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy obejmującej ponad 50 państw oraz najdalej idące jak dotąd pakiety sankcji. W tym samym czasie w ramach NATO nasiliły się debaty na temat polityki bezpieczeństwa, dotyczące odstraszania nuklearnego, obrony wysuniętej i operacyjnego znaczenia Artykułu 5. Dyskusja na temat znaczenia sojuszu NATO, na przykład w kontekście scenariuszy dotyczących granic państw bałtyckich, oznacza powrót logiki twardego odstraszania – nie jako eskalacji, ale jako reakcji na erozję europejskiej architektury bezpieczeństwa. Ta wielostronna odpowiedź jest czymś zupełnie innym, niż wyrazem strategicznej pychy – jest nieuniknioną konsekwencją eskalacji ze strony Rosji.
Strategiczne samooszukiwanie się jako niepodważalny dogmatPomimo całej krytyki oczywistych słabości strategicznych po stronie europejskiej, powtarzające się oskarżenia Johna Mearsheimera o „strategiczny dyletantyzm” Europy nie uwzględniają ograniczeń strukturalnych i wydają się być pozowane. Jego „realizm” osiąga punkt kulminacyjny w tezie: Ci, którzy trzymają się zasad, ryzykują eskalację – ci zaś, którzy im ulegają, utrzymują stabilność. Ale ta logika ignoruje strategiczny paradoks, który tworzy każda polityka ustępstw: stabilność uzyskana dzięki kapitulacji zawsze pozostaje tymczasowa – i w pierwszej kolejności umożliwia rewizjonistyczną eskalację – Monachium przesyła pozdrowienia.
Europa, która zaakceptuje „czerwone linie” Putina, nie zyska na bezpieczeństwie, ale straci na zdolności do działania. Prawdziwy realizm, reprezentowany przez George’a Kennana, Hansa Morgenthaua, Stephena Walta czy Charlesa Kupchana, odróżnia pragmatyczną politykę interesów od postępującej normalizacji agresywnego rewizjonizmu. W końcu władzę należy ograniczać, a nie zabiegać o nią. Każdy, kto nie dostrzega tej prostej prawdy, nie może być realistą. Odruchowe uciekanie się do pozornej równowagi, ucieleśnione przez Mearsheimera, nie jest wyrazem intelektualnej uczciwości, lecz wynikiem samozniszczenia w obliczu autorytarnej przemocy; co było na Zachodzie zjawiskiem powszechnym od 1991 r.
Co więcej, Mearsheimer pomija geostrategiczną zbieżność autorytarnych wzorców porządku. Globalna konkurencja nie rozgrywa się już wyłącznie wzdłuż osi Moskwa-Waszyngton. Opowiada o walce między czasami konkurującymi, a czasami współpracującymi regionalnymi modelami porządku. Realizm, który wymaga pobłażliwości wobec Rosji bez brania pod uwagę konsekwencji i rywalizacji systemów tektonicznych, jest analitycznie zacofany – i strategicznie ślepy. Ukraina nie jest tylko teatrem działań wojennych, ale też papierkiem lakmusowym wiarygodności zachodnich środków odstraszania. Chiny uważnie obserwują zachowanie Zachodu na Ukrainie – nie tyle z solidarności z Moskwą, ile po to, by wyciągnąć wnioski na temat kosztów rewizjonistycznych strategii na Tajwanie.
Tezy Johna Mearsheimera legitymizują przemoc, delegitymizują samoobronę i mylą analityczną trzeźwość ze strategiczną kapitulacją – co jest efektem politycznego samooszustwa. W ten sposób Mearsheimer przemawia nie jako niegdyś ceniony analityk globalnych stosunków władzy, lecz jako apologeta wypaczonej tradycji realizmu. Tradycja realistyczna, której czas minął i która wraz ze swoimi przedstawicielami musi zostać wyrzucona z pokładu współczesności.
Czy masz jakieś uwagi? Napisz do nas! [email protected]
Berliner-zeitung