Podróżni gromadzą punkty i stają się „milionerami” w postaci mil lotniczych

Kto by pomyślał, że zostanie milionerem będzie takie łatwe? Gdy pod koniec 2024 r. skandynawska linia lotnicza SAS zmieniła sojusz linii lotniczych, postanowiła uczynić z tej zmiany wielkie wydarzenie — i w efekcie stworzyła kilku „milionerów milowych”.
Przez 27 lat SAS był częścią Star Alliance, konsorcjum zrzeszającego 25 światowych linii lotniczych, w tym takich gigantów, jak United, Singapore Airlines i Ethiopian.
Jednak w zeszłym roku firma — mająca siedzibę w Kopenhadze i centra przesiadkowe także w Sztokholmie i Oslo — zmieniła właściciela i stała się częścią SkyTeam, do którego należą takie marki, jak Delta, Virgin Atlantic i Air France-KLM.
Sojusze między liniami lotniczymi cieszą się dużą popularnością wśród osób często podróżujących: pozwalają pasażerom gromadzić punkty nawet podczas lotów innymi liniami z tej samej grupy, w ramach lotów „codeshare”.
Dlatego zmiana sojuszy przez firmę może mieć ogromne konsekwencje dla tych, którzy już mają ugruntowane nawyki związane z lataniem.
„Przez 27 lat mówiliśmy klientom: »Lataj tą linią lotniczą, jest najlepsza«, więc nasi pasażerowie przyzwyczaili się na przykład do latania liniami United na trasach krajowych w USA” — wyjaśnia Aron Backström , wiceprezes ds. produktów i lojalności w SAS.
„Te nawyki są głęboko zakorzenione. Teraz mamy nowych partnerów – bardzo wysokiej jakości, ale mniej znanych skandynawskiej publiczności i spoza rutyny naszych klientów. Uznaliśmy, że nadszedł czas, aby wstrząsnąć sytuacją, wywołać ekscytację i zachęcić ludzi do wypróbowania tych nowych opcji”.
Wtedy pojawiło się wyzwanie: każdy uczestnik programu lojalnościowego EuroBonus , który w okresie od 8 października do 31 grudnia odbył lot 15 liniami SkyTeam, miał otrzymać milion punktów EuroBonus — równowartość około 10 000 USD (57 200 R$) w biletach.
Spośród ośmiu milionów członków programu wyzwanie podjęło niemal 50 tys. osób. Około 7000 osób zapisało się do EuroBonusu, aby spróbować wykonać to zadanie.
Ostatecznie cel udało się osiągnąć około 900 osobom, które stały się „milionerami milowymi”. Wśród nich była pasażerka z Norwegii , która bierze udział w programie od jego powstania 33 lata temu oraz matka i córka, które chciały spędzać więcej czasu razem.
Oto dwoje uczestników, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami i wyjaśniają, dlaczego ta podróż nie jest dla osób o słabych nerwach.
„Marzyłem o zobaczeniu świata”Wśród tych, którzy podjęli wyzwanie, około 30% stanowiły kobiety — jest to niewielka liczba w porównaniu do realnego świata, jednak ma duże znaczenie w świecie, w którym tradycyjnie dominują mężczyźni.
Jedną z nich była Nara Lee, 36-letnia YouTuberka i podróżniczka z Chuncheon w Korei Południowej. To było Twoje przejście do świata mil i programów lojalnościowych.
„Naprawdę nie wiedziałam, czym jest sojusz linii lotniczych” – mówi. „To doświadczenie pokazało mi, jak działa ten system”.
Nigdy wcześniej nie słyszała o SAS, ale gdy tylko dowiedziała się o wyzwaniu — w połowie listopada, w połowie okresu kwalifikacyjnego — postanowiła wziąć w nim udział.
„Przez 15 lat byłam manicurzystką, ale odkąd byłam mała marzyłam o podróżowaniu po świecie ” – mówi Nara.
„W zeszłym roku w końcu zacząłem podróżować po świecie. Ale ponieważ nie mówię po angielsku, skończyło się na tym, że jeździłem tylko na wycieczki grupowe” – dodał.
Pewnego dnia zobaczyłem na YouTube film o wyzwaniu SAS i moje serce zabiło mocniej. Nawet nie wiedząc, jak samodzielnie zarezerwować bilety i nie znając języka angielskiego, poczułem ogromną chęć, aby spróbować. Chciałem pokonać ten milion mil i w końcu spełnić swoje dziecięce marzenie.
Nara Lee, podróżnicza youtuberka
Nara spędziła ponad 160 godzin latając w klasie ekonomicznej. Jego trasa obejmowała Azję, Amerykę, Europę i Azję Południowo-Wschodnią, zanim powrócił do Seulu.
Od tego czasu zaczął wykorzystywać zarobione mile. W marcu poleciał do Paryża klasą biznesową liniami Air France, wykorzystując 127 500 punktów. W kwietniu udał się do Ho Chi Minh City, wykorzystując 70 000 mil, lecąc klasą ekonomiczną w jedną stronę i klasą biznes w drugą, płacąc jedynie podatki, odpowiednio około 155 i 95 dolarów amerykańskich (od 886 do 543 reali).
W obliczu „kryzysu wieku średniego”
Innym niezwykłym uczestnikiem był 44-letni Barry Collins z Eastbourne w Wielkiej Brytanii. Od dziesięciu lat jest entuzjastą programów lojalnościowych, gromadząc punkty głównie za codzienne zakupy i wymieniając je na darmowe loty.
Kiedy przeczytał o wyzwaniu na stronie internetowej Head for Points, poczuł, że nadszedł właściwy czas. Niedawno zamknął swój biznes i chociaż nadal zajmował się innymi czynnościami, był nieco zagubiony, „błądząc bez celu po domu”. Według niego był to „kryzys wieku średniego”.
Jego żona, Cheryl, zachęciła go do podróżowania w pojedynkę. Wysyłał nawet wiadomości w stylu: „Musisz zniknąć na kilka dni i wspiąć się w Andy albo coś w tym stylu”. Chociaż w młodości odkrywał różne miejsca na wyprawy z plecakiem, Barry nie chciał brać udziału w wycieczkach grupowych.
Dzięki wsparciu żony zdał sobie sprawę, że program SAS oferuje dokładnie taki rodzaj indywidualnych osiągnięć, jakiego szukał. „To było coś, co mogłem robić sam i co dawało mi poczucie spełnienia” – mówi. „To było dokładnie to, czego potrzebowałem.”
Narzucił sobie pewne zasady: będzie latał tylko klasą ekonomiczną, aby było to naprawdę trudne, a zwrot z inwestycji był tego wart. „Leżenie w fotelu i picie szampana to nie to samo, co kręcenie się w tanich fotelach” – żartuje.
Kolejna zasada: zabieraj ze sobą tylko bagaż podręczny . „Nadawanie bagażu na loty z tak wieloma przesiadkami byłoby proszeniem się o kłopoty”.
Po trzecie: brak bezpośrednich lotów — skorzystałby z okazji i zatrzymał się w miejscach, w których nigdy wcześniej nie był.
„Byłem w Stanach Zjednoczonych ponad 100 razy, a także w Meksyku, ale nigdy nie byłem w Seulu ani Wietnamie” – mówi. „Bardziej interesowało mnie odkrywanie nowych rzeczy. Poza tym musiałam być w domu, żeby odwieźć dzieci do szkoły”.
Doprowadziło to do ustanowienia ostatecznej zasady: nie wolno rezygnować z prawdziwego życia. Zamiast okrążyć świat na raz, odbywał podróże etapami, zawsze wracając do domu pomiędzy każdym etapem.
Przykładowo, w czasie podróży do Stanów Zjednoczonych i Meksyku wyjechał w piątek rano i wrócił w niedzielę wieczorem — a w poniedziałek wrócił do swojej rutyny.
Wszystko zaczęło się od rodzinnych wakacji w Madrycie. Następnie odbył podróż samolotem po Europie: do Paryża, Bukaresztu (gdzie spędził noc), Amsterdamu i Sztokholmu.
Następnie w weekend przebiegł maraton, przemierzając Atlantę, Meksyk i ponownie Paryż.
I w końcu nadeszła odyseja przez Bliski Wschód i Azję: Dżudda, Dżakarta, Singapur, Ho Chi Minh, Tajpej, Xiamen, Szanghaj, Seul, Kanton, Bangkok, ponownie Szanghaj i na koniec Londyn Gatwick.
Łącznie odbyło się 22 lotów 19 przewoźników, z czego 16 to SkyTeam. Nic dziwnego, że jego zdaniem największym wyzwaniem było utrzymanie tempa fizycznego wymaganego w maratonie lotniczym.
Jak przetrwać godziny w samolocieCzego nauczyły te podróże dwóch zdeterminowanych podróżników? Na początek – spanie w samolocie.
Tajną bronią Collinsa była specjalnie zaprojektowana poduszka pod szyję marki TRTL. Należy go nosić razem z maską na oczy i słuchawkami lub zatyczkami do uszu.
Jeśli chodzi o sen, zaleca się zaprzestanie przyjmowania płynów na godzinę przed lotem i skorzystanie z toalety po raz ostatni tuż po wejściu na pokład.
„Najlepszą radą dla tych, którzy chcą spać w samolocie, jest to, żeby być wyczerpanym” – żartuje Lee. „Jeśli uważasz, że klasa ekonomiczna jest zbyt niewygodna, żeby w niej spać, to może problem polega na tym, że jeszcze nie jesteś wystarczająco zmęczony. Byłem tak wyczerpany, że mogłem spać gdziekolwiek, bez żadnych sztuczek”.
Para, która nigdy się nie spotkała, podkreśla również zderzenia kulturowe, których doświadczyła podczas podróży.
Collins uważa, że lotnisko w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej całkowicie przerosło jego oczekiwania. „Wszyscy mówili perfekcyjnie po angielsku, napisy były w języku arabskim i angielskim, a zarówno lotnisko, jak i salonik VIP były doskonałe” – mówi. Mimo to nigdy nie odwiedził tego kraju — po prostu nawiązał z nim kontakt.
Szczególnie zachwyciły go Seul i Bukareszt, miasta, do których już planuje wrócić w ramach krótkiej wycieczki. „Miasto ma typowe betonowe bloki z czasów komunizmu, ale nagle wkraczasz do historycznego centrum z brukowanymi uliczkami, kawiarniami i barami”.
Wśród lotnisk zwrócił uwagę na spokój Sztokholmu i Amsterdamu — w przeciwieństwie do długich oczekiwań w Bukareszcie i Ho Chi Minh. Jednym z (niezbyt pozytywnych) wydarzeń było to, że Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA przeprowadził z nim obszerne przesłuchania.
„Amerykanie mają zwyczaj zwracania się do ciebie 'sir' lub 'ma'am', a mimo to czujesz się z tym niekomfortowo” – mówi. Zupełnie inaczej niż w Dżakarcie, gdzie wypuścili go, mimo że nie miał wykupionej wizy turystycznej.
„Jedną z zalet podróżowania jako biały mężczyzna w średnim wieku z klasy średniej jest to, że nikt cię nie zaczepia” – mówi. To samo dotyczy znalezienia zakwaterowania, które jest kluczowym elementem oszczędzania pieniędzy.
„W Ho Chi Minh City taksówkarz wysadził mnie na bulwarze i wskazał alejkę. Musiałem skręcić w lewo w inną, mniejszą alejkę. Przywilejem bycia białym mężczyzną w średnim wieku jest to, że możesz powiedzieć: „OK, pójdę”, co dla kobiety mogłoby być niekomfortowe . Czułem się bardzo bezpiecznie, spacerując samotnie po Tajpej wczesnym rankiem. Nie wiem, czy kobieta podróżująca sama miałaby takie same doświadczenia”.
W rzeczywistości Lee musiał planować o wiele staranniej. Często spał na lotniskach, ale „zawsze zatrzymywał się w zatłoczonych miejscach lub korzystał z całodobowych kawiarni i restauracji”. Unikała wychodzenia z domu późnym wieczorem i „zawsze była czujna”.
Najbardziej napięta sytuacja miała miejsce w Nowym Jorku. „W Korei bardzo rzadko można zobaczyć ludzi pod wpływem narkotyków, ale w Nowym Jorku było to powszechne. Nikt mi nie groził, ale samo zobaczenie ludzi w takim stanie było przerażające” – mówi.
Oboje nauczyli się też zmieniać plany w locie, gdy sytuacja wymykała się spod kontroli. Z powodu niejasności w zasadach promocji, niektóre loty — np. loty Collinsa z Delta do Atlanty — ostatecznie nie zostały uwzględnione. Musiał zmienić trasę podróży, udając się z Seulu do Kantonu, a stamtąd wsiadając do samolotu linii Kenya Airways, obsługującej trasę Kanton–Bangkok.
Z kolei podczas pierwszego lotu z Seulu Lee musiał stawić czoła potężnej burzy. Utknęła w samolocie China Eastern na 10 godzin i przegapiła dwa połączenia: jedno z China Airlines i drugie z XiamenAir. Chociaż obiecali jej nowy termin i zakwaterowanie w hotelu, do tego nie doszło. Musiała znaleźć sposób, aby dostać się do Kantonu osobiście, aby nie spóźnić się na lot Kenya Airways do Bangkoku.
10 tysięcy dolarów w punktachOstatecznie udało im się zgromadzić tysiące dolarów w punktach, które teraz mogli wymienić na loty.
Collins wydał 4784,54 funtów (około 36,5 tys. R$), z czego większość (30,1 tys. R$) na loty. Dzięki prostemu, niezależnemu zakwaterowaniu wydał mniej na nocleg (1792 R$) niż na parking na lotnisku Heathrow (1962 R$).
Lee wydał około 5 milionów wonów południowokoreańskich (około 3800 dolarów) na loty i kolejny milion wonów (4347 dolarów amerykańskich) na jedzenie i zakwaterowanie. Oczywiście, po drodze były ulubione miejsca (i rozczarowania).
Collins wybrał firmę China Eastern jako najlepszą pod względem stosunku jakości do ceny: „To, co zaoferowali za zapłaconą cenę, było fenomenalne”. Najgorszy stosunek jakości do ceny miał XiamenAir, a najmniej podobał mi się Kenya Airways: „Nie było źle, po prostu nie było dobrze. Samolot był trochę zużyty i musiałem trzymać zestaw słuchawkowy w gnieździe”.
Lee uwielbiał latać liniami Korean Air ze względu na brak barier językowych, a także liniami Garuda Indonesia: „Stewardesy były niesamowicie serdeczne i samo to sprawiło, że doświadczenie było warte zachodu”. Rozczarowaniem okazał się głośny lot linii KLM do Bukaresztu. „Załoga nie zrobiła nic, żeby powstrzymać hałas. I do dziś pamiętam posiłek: bardzo rozczarowująca kanapka”.
„Zrób coś szalonego”Czy było warto? Bez wątpienia dla SAS. Aron Backström twierdzi, że 900 „milionerów” stworzonych w ramach kampanii — którzy technicznie otrzymali 10 000 USD (57 200 R$) w postaci lotów — już przyniosło korzyści, głównie w postaci widoczności.
Na przykład Lee, początkowo zupełnie nieznający firmy, stał się jej otwartym fanem tuż przed uruchomieniem nowej trasy Kopenhaga–Seul we wrześniu. Dedykowana strona internetowa linii lotniczych SkyTeam odnotowała „ogromny wzrost” ruchu, szczególnie ze Stanów Zjednoczonych, Chin i Korei Południowej.
Oczywiście, pojawiły się głosy krytyki za zachęcanie do podróżowania w obliczu kryzysu klimatycznego, ale Backström twierdzi, że większość uczestników już wcześniej planowała intensywne podróże. „Jesteśmy linią lotniczą. Nie możemy się wstydzić promowania naszego produktu” – mówi.
Lee, który nigdy nie interesował się programami lojalnościowymi, teraz jest pasjonatem SkyTeam. „Teraz każda firma w sojuszu czuje się jak wieloletni sąsiad” – mówi.
„Za każdym razem, gdy wsiadam do samolotu, niemal widzę wyczerpaną wersję siebie, zwiniętą w przypadkowym fotelu, w podróży SAS. Po wszystkim, przez co razem przeszliśmy, nie sądzę, żebym tak często latał innymi liniami lotniczymi”.
Gdy tylko punkty wpłynęły na jej konto, natychmiast zarezerwowała podróż do Paryża. W ramach wyzwania przejeżdżałem już przez lotnisko Charles'a de Gaulle'a.
„Mimo że znałam tylko lotnisko, byłam oczarowana — czułam się, jakbym była w sali koncertowej” — wspomina. „Wtedy byłem wyczerpany, nawet nie wyglądałem jak ja. Obiecałem sobie, że następnym razem wrócę ubrany, w klasie biznes. I dokładnie tak się stało. To było jak sen. Siedzenie w klasie biznes było surrealistyczne”.
Collins, który jeszcze nie wykorzystał swoich punktów, twierdzi, że to doświadczenie pozwoliło mu wyjść z trudnej sytuacji.
„To było przełomowe przeżycie” – potwierdza jego żona, Cheryl. „Przed wyjazdem był smutny. Zawsze był zrównoważony emocjonalnie, ale po raz pierwszy od 12 lat widziałem go w takim stanie. Teraz znów jest podekscytowany. Jego pewność siebie powróciła, a w jego oczach pojawił się również ten błysk”.
I oczywiście teraz będziesz miał historię, którą będziesz mógł opowiadać przez całe życie.
„Najlepsze rzeczy dzieją się wtedy, gdy robisz coś szalonego” – mówi. „Patrzymy wstecz przez różowe okulary. Zapominamy, że nasze ciała trzęsły się po 30 godzinach bezsenności, że gdybyśmy spali i przegapili lot, wszystko poszłoby w błoto”.
„Zapomnij, że prawie zwymiotowałeś i miałeś halucynacje z wyczerpania. To, co naprawdę pamiętasz, to smażony kurczak w Seulu, wczesnym rankiem”.
„Zrób coś szalonego — i znajdź historię do opowiedzenia”.
Luksusowe linie lotnicze dla psów rozszerzają swoją działalność o pięć nowych destynacji
CNN Brasil