Pod jej okiem Polki zadomowiły się na podium PŚ. Rywale na początku byli zaskoczeni
Jakub Wojczyński: Czy po wygraniu Pucharu Świata w Taszkiencie można już powiedzieć, że jesteście jednym z najlepszych zespołów na świecie?
Inga Buczyńska (trenerka reprezentacji Polski w układach zbiorowych w gimnastyce artystycznej): Myślę, że można powiedzieć, że utrzymujemy się w czołówce zespołów. Raz za razem jesteśmy w pierwszej ósemce. Za nami w tym roku dwa Puchary Świata w pierwszej trójce. Niezmiernie to cieszy.
Jakie macie cele na ten sezon? Mistrzostwa Europy i świata są tymi najważniejszymi imprezami. Jaki wynik zadowoliłby was na tych zawodach?
Mistrzostwa Europy są w czerwcu i na pewno będziemy walczyć o finałową ósemkę wieloboju i kwalifikację do dwóch finałów. Po cichu liczę też, że na mistrzostwach świata także po taki wynik możemy sięgnąć.
W składzie są zawodniczki z różnych klubów, choć wszystkie z Warszawy. Jak wygląda selekcja do takiej grupy?
Teraz startujące zawodniczki są faktycznie w komplecie z warszawskich klubów. Selekcja polega na tym, że że obserwujemy cały czas zawodniczki, które w Polsce występują indywidualnie w kategorii juniorek. W tym momencie w naszym składzie podstawowym są dwie zawodniczki, które w zeszłym roku jeszcze startowały w juniorkach. Startowały też z powodzeniem w zbiorówce juniorskiej, więc już wiadomo było, że mają te predyspozycje. Obserwujemy jakie w klubach czynią postępy i czy wykazują predyspozycje do pracy w zespole, która zdecydowanie różni się od pracy solistek. Tak naprawdę jednak na treningach mogę stwierdzić, czy zawodniczka jest gotowa na to czy nie.
Ma pani pod opieką grupę nastolatek, nad którymi trzeba jakoś zapanować. Podejrzewam, że to jest wyzwanie.
Na pewno nie jest to łatwe. Tym bardziej że trenujemy po siedem godzin dziennie, więc jest sporo tych sytuacji, w których możemy się spierać czy wchodzi zmęczenie i znużenie treningiem. Jest sześć dziewczyn ze składu podstawowego i nawet dziewięć, które teraz trenują — to są zupełnie inne charaktery, inne osobowości i trzeba to pogodzić. Myślę, że nawet właśnie te godziny treningu i te wyjazdy powodują, że poznajemy się coraz lepiej. Z niektórymi dziewczynami pracuję już od 2018 roku i tak naprawdę teraz niewiele trzeba, żeby wiedzieć, o co jednej czy drugiej stronie chodzi. Wszystko jest do zrobienia.
W programie zawodów zbiorówek dochodzi do zmian. W ubiegłym roku były układy z innymi przyborami, w tym roku inne, w przyszłym roku też inne. Czy to jakoś wam przeszkadza?
Szczerze powiedziawszy nikt nie może do końca zrozumieć, dlaczego obecne przybory (pięć wstążek oraz trzy piłki i dwie obręcze – przyp. red.) są tylko i wyłącznie na ten rok, a później przez trzy lata do igrzysk w Los Angeles będą inne przybory (pięć piłek oraz trzy obręcze i dwie pary maczug – przyp. red.). Teraz tak naprawdę tylko do MŚ w Rio de Janeiro startujemy w tym programie, który obecnie prezentujemy. Od września czy października trzeba będzie pracować z nowymi przyborami.
A dla was konkretnie to dobra zmiana czy zła?
Układ z pięcioma wstążkami jest bardzo trudny i wymagający technicznie. Myślę, że taki podział na dwa lata z jednymi przyborami i dwa lata z innymi byłby bardzo dobry. Wszyscy by się z tym oswoili się i jeszcze lepiej poznali przepisy. W przyszłym roku wszystko by się ułożyło, byłoby wiadomo, co jest wartościowe, co dawać do układów, czego nie, co jest zaliczane, a co nie. Wyćwiczenie tych choreografii byłoby na wyższym poziomie. To byłby dobry pomysł, żeby jeszcze jeden rok z tymi przyborami poćwiczyć, ale my dopasowujemy się do tego, co jest.
Jak konkurencja patrzy na to, że Polki osiągają takie dobre wyniki? Można powiedzieć, że nie jest to taka tradycyjna nacja gimnastyczna, tych sukcesów wcześniej wiele nie było.
Na pewno byli zaskoczeni. Te takie większe sukcesy zaczęły pojawiać się w 2023 roku. Było złoto Pucharu Świata, finały mistrzostw Europy, mistrzostw świata. Wtedy było to zaskoczenie. Ale mam nadzieję, że teraz gdy w trzecim sezonie utrzymujemy się w tej czołówce, to zaskoczenie jest coraz mniejsze, a faktycznie patrzą na nas jak na równych sobie rywali.
W ubiegłym roku w kwalifikacjach olimpijskich nie tylko Liliana Lewińska indywidualnie w kontrowersyjnych okolicznościach nie dostała prawa startu w IO, ale podobna sytuacja dotyczyła waszej drużyny. To było pewnie ciężkie psychicznie doświadczenie. Jak to przeżyły zawodniczki?
Wszyscy, którzy byli sercem związani z zespołem przeżyliśmy to bardzo ciężko. Po tamtych mistrzostwach Europy jeszcze wystartowałyśmy w jednym Pucharze Świata i później po prostu nam wszystkim należał się dłuższy odpoczynek. Prawie 1,5 miesiąca byłyśmy bez treningów i to zrobiło nam dobrze. Trochę udało się tę głowę zresetować i nie wchodzić z taką złością na salę. W tym momencie wiadomo, że nigdy się pewnie tego nie zapomni i żal pozostanie. Natomiast trzeba iść do przodu, z podniesioną głową wchodzić na tę planszę i pokazywać, że to jest nasze miejsce.
przegladsportowy