Lublin to nie tylko Leon. Prezes mistrza Polski o kulisach wygranej w Plus Lidze

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Jest pan w szoku? Pytam, bo przed sezonem eksperci nie widzieli was nawet w czwórce, a skończyliście sezon, jako mistrzowie Polski.
ZOBACZ TAKŻE: Norbert Huber potwierdził transfer? Taka informacja tuż przed Final Four LM!
Krzysztof Skubiszewski, prezes Bogdanki LUK Lublin: Eksperci uważali, że powtórzenie piątego miejsca z zeszłego sezonu będzie dla nas sukcesem. Ja widziałem nas jednak wyżej, widziałem nas w czwórce. A czy to, co się stało, to był szok? Awansując do półfinału, nie myśli się o planach minimum. W tej fazie medale są na wyciągnięcie ręki, nie ma żadnej kalkulacji. Każdy, kto awansuje do TOP4 jest równie godny podium, dopóki nie zakończy się rywalizacja. Gdybyśmy rozmawiali przed sezonem, to bym nie powiedział, że jesteśmy faworytem i na sto procent cokolwiek wygramy. Wierzyłem jednak w tę drużynę i widziałem ją w czwórce.
Wszyscy fachowcy zgodnie podkreślają, że trafiliście z formą na najważniejszą część sezonu.
Rzeczywiście, w play-offach mogliśmy pokazać pełnię naszych możliwości, bo parametry fizyczne i wolicjonalne zachowaliśmy na optymalnym poziomie. Zwłaszcza nasza odporność psychiczna i wola walki były, według mnie, imponujące. Bardzo zbudowało nas zwycięstwo nad Lube Civitanovą w finale Pucharu Challange. Pokazało nam, że możemy wygrać z każdym, że nie ma drużyny, z którą nie możemy zwyciężyć. To nie był jednak pierwszy impuls, sygnalizujący, że osiągamy odpowiedni poziom mentalny.
A jaki był ten pierwszy impuls?
To była wygrana z Częstochową w ćwierćfinale Pucharu Polski. To był sprawdzian, bo przegrana nas eliminowała. Ktoś powie, że mieliśmy takie mecze w Pucharze Challenge, ale tam jednak graliśmy z drużynami, które nie były na naszym poziomie. Częstochowa była większym wyzwaniem, mogliśmy odpaść. Widziałem, że siatkarze rozumieją wagę tego spotkania i jego konsekwencji, także tych, wynikających z przegranej, ale jeśli wtedy odczuwali stres, to potrafili czerpać z niego waleczność i koncentrację. I to był ten malutki impuls, który pokazał, że rośniemy.
Eksperci by się z panem nie zgodzili. Oni zgodnie mówią, że kołem zamachowym było wygranie Pucharu Challenge.
Owszem, to było ważniejsze, ale to mecz z Częstochową był pierwszą iskierką, tym impulsem.
Idźmy dalej. Jak niedawno rozmawiałem o waszym fenomenie, to usłyszałem, jak ważne było to, co zrobił wasz trener przygotowania fizycznego. Nie mieliście takich problemów zdrowotnych, jakie miała wasza konkurencja.
Zgadzam się, co nie znaczy, że nie mieliśmy ich wcale. W play-off straciliśmy Alexa Grozdanova, który skręcił kostkę i nie grał z ZAKSĄ. Wrócił na półfinał z Jastrzębskim Węglem, choć w pierwszym meczu przeciwko nim nie był w pełnej dyspozycji. My o tym nie mówiliśmy, bo uważamy, że kontuzje są częścią sportu i ograniczeniem, ale nie powinny odwracać uwagi od tego, co można w danych okolicznościach prezentować na parkiecie. Poza tym odsłanianie kart przed rozgrywką, o ile nie jest to konieczne, może pomoc tylko rywalom, a nie nam. Kibice niejednokrotnie dziwili się takiemu naszemu podejściu, a to była nasza taktyka.
Gdzieś już słyszałem, że, nawet jeśli mieliście problemy, to potrafiliście je ukryć najlepiej z wszystkich drużyn Plus Ligi.
W półfinale i finale też jeden z naszych zawodników nie był w pełnej dyspozycji, ale nie wspominaliśmy o tym i teraz też nie powiem, o kogo chodzi. Niemniej, te większe kontuzje nas ominęły, a to najlepiej świadczy o warsztacie, zaangażowaniu i charyzmie naszego trenera od przygotowania motorycznego, Andrzeja Zahorskiego. Za to wielkie brawa dla niego! To samo dotyczy naszych fizjoterapeutów: Maćka Biernackiego i Justyny Pałki. W ogóle to zasługi całego naszego sztabu są nie do przecenienia!
Co pan ma na myśli?
Choćby bardzo rozsądne dobieranie obciążeń Wilfredo Leonowi. Były mecze, w których nie grał ze względu na ustalenia jeszcze sprzed startu sezonu. Rozumiem, że na początku niektórym mogło się wydawać, że Wilfredo przyjechał do Lublina tylko się leczyć, ale to był nasz długofalowy plan. Jak się okazało, słuszny. Tę taktykę modyfikowaliśmy na bieżąco. Wiedzieliśmy jednak, jak działać, by zapewnić Wilfredo maksymalny komfort gry, wiedząc, że wówczas będzie w stanie dawać nam swoje 120 procent do samego końca rozgrywek. I to odpowiedzialne podejście do jego zdrowia dało efekt na koniec. Zatem raz jeszcze ukłony dla trenera Zahorskiego za to, jak podtrzymywał formę fizyczną drużyny do samego końca sezonu.
Kluczem do złota był jednak przede wszystkim Leon. Pociągnął za sobą innych, którzy grając z nim, stali się lepszymi zawodnikami.
Zgadzam się. Wilfredo nas napędzał pod wieloma względami: nie tylko jego dyspozycja na parkiecie miała znaczenie. On rozniecał żar w drużynie. Nasz potencjał opierał się na wielu filarach, ale to prawda, że Wilfredo Leon potrafił zainspirować pozostałych siatkarzy. Trenowali z nim, widzieli, jak pracuje na treningach. Wiedzieli, że choć osiągnął już bardzo dużo, to wciąż jest głodny sukcesów. Kiedy rozmawiałem z nim o kontrakcie, to mniej było o kwestiach finansowych, za to dużo o planach i o tym, co możemy razem zdobyć. Wtedy zauważyłem, że on dalej ma ambicje, że chce wygrywać, co się da. Ta jego mentalność zwycięzcy udzielała się wszystkim i cieszę się, że cała drużyna nauczyła się od Wilfredo myśleć tymi kategoriami. I to dało nam złoto, bo przecież nawet Wilfredo Leon nie zdobyłby go w pojedynkę. Wygrała drużyna. Kewin Sasak, Marcin Komenda, Mikołaj Sawicki, Alex Grozdanov, Thales Hoss, Fynn McCarthy ... . Mógłbym tak wymieniać. Bez Leona nie odnieśliby sukcesu, ale nie można im niczego umniejszać, bo stali się drużyną.
A przed sezonem były takie komentarze, że Bogdanka LUK Lublin, to Leon i cała reszta.
Były, pamiętam je. Na koniec okazało się jednak, że były chybione. Alex pokazał się, jako świetny środkowy. Jednego bloku brakło mu do wygrania tej kategorii. Do tego był niezwykle elastyczny w ataku i nieprzewidywalny w zagrywce. Thales był jednym z najlepszych libero, który świetnie też dyrygował zespołem w fazie defensywnej. Mikołaj Sawicki pokazał nam na swoim przykładzie, jak pokonywać przeciwności. Rósł z każdym tygodniem, a końcówkę miał już wybitną. Mam nadzieję, że powtórzy to w kadrze. Ma potencjał, by jeszcze lepiej przyjmować i dodatkowo podnieść swój poziom. Marcin Komenda pokazał pełnię swojego warsztatu. Choć zeszły sezon miał bardzo udany, w tym imponował. On też jeszcze nie pokazał pełnej skali swojego talentu. Fynn McCarthy był dla większości objawieniem, ale my wiedzieliśmy, na co go stać.
Myślę jednak, że najbardziej może zachwycać to, jak eksplodował talent Kewina Sasaka.
On był świetny już w Gdańsku, ale liczyłem, że u nas może stać się jeszcze lepszym zawodnikiem. W poprzednim klubie cała odpowiedzialność spoczywała na nim. U nas, przy Leonie, odpowiedzialność za piłki sytuacyjne rozkładała się bardziej równomiernie. Znakomicie budował swoją pewność siebie także w oparciu o swoją skuteczność. Być może to właśnie Kewinowi obecność Wilfredo w drużynie sprzyja najbardziej. Już jest świetnym atakującym, ale stać go na sporo więcej. Ma rezerwy w zagrywce i ataku po odpowiednich kierunkach. Jeśli te rezerwy uwolni i utrzyma formę, będzie miał wszelkie argumenty w walce o "jedynkę" w kadrze narodowej. W każdym razie przykłady Kewina i pozostałych potwierdzają to, o czym mówiłem: Lublin, to nie tylko Leon.
Drużyna zrobiła swoje na parkiecie, ale pana i wiceprezesa Macieja Krzaczka też chwalą. Za to, że stworzyliście atmosferę, która pozwala walczyć o wyniki.
Cieszę się, że są takie opinie. Jesteśmy młodymi prezesami. Ja odbijałem kiedyś piłkę, Maciej grał w siatkę. Wywodzimy się z tego środowiska. Wiemy, jak to jest być zawodnikiem, trenerem, wreszcie prezesem. To nam daje dużą wiedzę i pozwala funkcjonować w takim klubie. Obaj stawiamy sobie cele, jesteśmy optymistami i zarażamy tym innych. Wtedy na pewno łatwiej się pracuje i osiąga wyniki.
Co dalej? Jaka będzie ta drużyna za rok?
W przestrzeni medialnej pojawiają się różne informacje, ale nie chciałbym jeszcze tego komentować. Budujemy krok po kroku, dlatego teraz będą kosmetyczne zmiany w składzie. Osiągnęliśmy ogromne sukcesy, więc wyzwaniem było utrzymanie drużyny, która je wywalczyła. Do tego dojdzie wspomniana kosmetyka i liczę, że to nam pozwoli ponownie zagrać o coś dużego. Wygranie ligi po raz drugi byłoby jeszcze większym sukcesem niż zdobycie pierwszego tytułu. Za rok tych celów będzie więcej, bo dojdzie Superpuchar i Liga Mistrzów. To będzie wyzwanie, ale będziemy walczyli, żeby się cieszyć i podnosić do góry kolejne trofea. Jeszcze parę rzeczy chcemy poprawić. Marzy nam się też nowa hala, bo bilety rozchodzą się w kilkanaście sekund. Zapotrzebowanie jest ogromne.
Przejdź na Polsatsport.plpolsatnews