Historia gorących i zimnych stosunków NATO z Ukrainą znów zaczyna stygnąć

Szczególnie wymowny moment miał miejsce na minionym szczycie NATO, około cztery lata temu, co doskonale odzwierciedliło kapryśny niekiedy sposób, w jaki zachodni sojusz wojskowy traktuje Ukrainę.
Ówczesny sekretarz generalny, często niewzruszony Jens Stoltenberg, został zapytany o długoletnie starania tego wschodnioeuropejskiego kraju o przystąpienie do sojuszu.
W tym momencie Ukraina czekała na przyjęcie już od kilkunastu lat.
Podobnie jak w przypadku pierwszych oznak nadchodzącej burzy, wiosną ubiegłego roku doszło do groźnego wzrostu liczebności sił rosyjskich na granicy.

Stoltenberga zapytano, czy przewiduje scenariusz, w którym Ukraina przystąpiłaby do NATO bez przeszkód ze strony Rosji. (Pełna informacja: to ja zadałem to pytanie).
Było to — być może — niestety prorocze.
Stoltenberg jednak odrzucił tę propozycję.
Każdy naród ma prawo wybierać sojusze i stowarzyszenia – odpowiedział.
Chodzi o to — wtedy i teraz — że Ukraina dokonała wyboru. Wybrała stronę i wytyczyła własny kurs. W 2008 r. rzuciła się w wir sojuszy, wierząc, być może błędnie, że zachodnia obietnica uczciwości i zbiorowego bezpieczeństwa jest ich przyszłością.
A jednak wtedy — tak jak i teraz — Ukraina czekała za drzwiami.
Ukraina na uboczuPodczas szczytu NATO w tym tygodniu prezydent Wołodymyr Zełenski — którego każde słowo przywódcy chłonęli podczas spotkań w 2022 i 2023 r. — został zepchnięty na margines i do jadalni, podczas gdy zachodni przywódcy dyskutowali o losie jego kraju za zamkniętymi drzwiami.
Uczciwie rzecz biorąc, Zełenski spotkał się osobiście z najważniejszymi przywódcami, w tym z prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem.
Dzięki temu spotkaniu udało mu się zabezpieczyć dodatkowe, pilnie potrzebne amerykańskie systemy baterii rakiet Patriot.
Istniała zbiorowa gwarancja dodatkowej pomocy o wartości 35 miliardów euro od europejskich krajów sojuszniczych. Kanada — na G7 tydzień wcześniej — obiecała dodatkowe 4,3 miliarda dolarów .
Szczyt zakończył się oświadczeniem Sekretarza Generalnego NATO Marka Ruttego, który ostatnio rzadko jest na spalonym w stosunku do administracji Trumpa , że droga Ukrainy do członkostwa w NATO, ogłoszona na szczycie w Wilnie w 2023 r., jest nadal „nieodwracalna”.
Być może nie dostał notatki z Waszyngtonu.
Było jasne, że szczyt został skrojony pod Trumpa — krótki, wąsko ukierunkowany plan, którego celem było nakłonienie sojuszników do pokazania mu pieniędzy na wydatki na obronę. Ukraina była koniecznym, ale nieprzyjemnym dodatkiem.
Kanada, pierwotny sponsor członkostwa Ukrainy w 2008 r., przystała na to — najwyraźniej niechętnie.
„Wolelibyśmy, Kanada wolałaby zorganizowanie specjalnej sesji z NATO, z Ukrainą, zdecydowanie” – powiedział premier Mark Carney dziennikarzom na zakończenie szczytu w środę,
Podczas gdy Carney powiedział, że poruszył kilka kwestii związanych z Ukrainą podczas zamkniętego spotkania liderów, wyjaśnił, że większość omawianego wspólnego programu nie miała nic wspólnego z Ukrainą, a wszystko z obawami innych sojuszników. Użył Arktyki jako ilustracji czegoś, co Zełenskiego może nie obchodzić.
Wypowiedzi premiera rzucają światło na zasadniczy podział między Europą a Stanami Zjednoczonymi (przynajmniej w tej wersji, za rządów Trumpa) w sprawie Ukrainy.
„Stany Zjednoczone nie uważają bezpieczeństwa Ukrainy za istotne dla bezpieczeństwa europejskiego, w przeciwieństwie do naszych europejskich sojuszników” – powiedział były ambasador USA przy NATO Kurt Volker podczas niedawnego panelu zorganizowanego przez Centrum Analiz Polityki Europejskiej.
Europejczycy, jak powiedział, „czują, że jeśli Putinowi pozwoli się zwyciężyć na Ukrainie — lub jeśli Ukraina nie przetrwa jako suwerenne, niepodległe państwo — to znajdą się w niebezpieczeństwie”.

Takie były też entuzjastyczne zapewnienia Ruttego dotyczące członkostwa Ukrainy w UE, choć groziło to gniewem Trumpa.
„Widzą potrzebę wspierania Ukrainy jako integralną część naszego bezpieczeństwa poprzez NATO. USA po prostu nie widzą tego w ten sposób” – powiedział Volker.
USA „myślą, że NATO to NATO. Zapewniacie ochronę Artykułu Piątego dla członków NATO, a im więcej robią tego sami nasi europejscy sojusznicy, tym lepiej” – powiedział. „A Ukraina, to niefortunne. To wojna”.
Czerwona linia RosjiPrezydent Rosji Władimir Putin uznał, że potencjalne członkostwo Ukrainy w NATO jest dla sojuszników kwestią priorytetową, nalegając, aby jego sąsiadowi na zawsze uniemożliwić wejście do zachodniego sojuszu.
Trump, w swych staraniach o Pokojową Nagrodę Nobla, uwierzył w argumentację i zakazał krytyki Moskwy — zarówno na forum NATO, jak i G7.
Jeszcze miesiąc temu wysłannik Trumpa na Ukrainę, Keith Kellogg, stwierdził, że obawy Rosji związane z rozszerzeniem NATO na wschód są uzasadnione.
Bullocks, mówi były sekretarz generalny NATO Lord George Robertson.
„Podczas pełnienia funkcji sekretarza generalnego odbyłem dziewięć spotkań z Władimirem Putinem” – powiedział Robertson, który przewodził NATO w latach 1999–2003, kiedy to Putin doszedł do władzy, a sojusz zaczął się rozszerzać o byłe kraje bloku wschodniego.
„Ani razu nie narzekał na rozszerzenie NATO. Wcale nie”.
Robertson w niedawnym wywiadzie dla CBC News określił argument Putina dotyczący NATO jako „wsteczne uzasadnienie” dla wypowiedzenia wojny sąsiadom (Rosja dokonała również inwazji na Gruzję w 2008 r.).
W natłoku historii, w powodzi dezinformacji, niedawnym konflikcie ego, pędzie do zbrojeń i manipulowaniu punktami politycznymi zapomniano o porozumieniu podpisanym przez Putina i sojuszniczych przywódców — w tym prezydenta USA George’a W. Busha i premiera Jeana Chrétiena — na mocy którego w 2002 r. powołano do życia nieistniejącą już Radę NATO-Rosja.
„Władimir Putin złożył swój podpis na Deklaracji Rzymskiej, która poparła Akt Założycielski NATO-Rosja (1997) i gwarancję integralności terytorialnej wszystkich narodów w Europie” – powiedział Robertson. „Jego podpis jest na nim razem z moim”.
Data i wydarzenie zapisały się w jego pamięci.
„20 maja 2002 r., tego samego dnia, kiedy stał obok mnie na konferencji prasowej i powiedział, że Ukraina jest suwerennym, niepodległym narodem, państwem, które będzie podejmować własne decyzje dotyczące pokoju i bezpieczeństwa” – powiedział Robertson.
„A teraz ten sam człowiek mówi, że Ukraina nie jest narodem i że w jakiś sposób, gwałtownie, musi zostać wchłonięta przez jego koncepcję nowej Rosji”.
Były sekretarz generalny przyznał w wywiadzie, że często nosił przy sobie kopię deklaracji sprzed ponad dwudziestu lat w kieszeni garnituru.
Dla Robertsona dokument ten jest nieustającym przypomnieniem zdrady Putina, a może nawet osobistą pamiątką najważniejszego osiągnięcia, które historia obróciła w pył.
Kiedy jednak Ukraińcy patrzą na tę samą kartkę papieru, widzą nie tylko zdradę, ale także kolejny kapryśny moment w czasie.
cbc.ca