Wokół i wokół z Richardem McCarthyem: Prawdziwy święty śmiech

Doszedłem do wniosku, że w śmiechu może być głęboka i potężna ludzka więź. Wspólny humor i nienawiść do kogoś nie mieszają się zbyt dobrze. Poeta Alan Ginsberg użył zwrotu „prawdziwy święty śmiech” w swoim poemacie epickim „Skowyt” i mogę się utożsamić z tym sformułowaniem.
Kierując się tą wiedzą, często próbuję stworzyć zabawną sytuację, nawet z osobami, z którymi mam tylko przelotną interakcję.
Czasami ta próba wspólnej zabawy dotyczy osób, które mają rolę w branży usługowej. Uważam, że jest to oznaka szacunku, aby zaoferowanie chichotu, rechotu lub szczerego, serdecznego śmiechu komuś za ladą, tak aby nie traktować ich po prostu jako funkcji bez serca i ducha za nią.
Jeśli sztuczna inteligencja i robotyka będą nadal współpracować w sposób, w jaki zmierzają, będziemy mieli mnóstwo czasu w stosunkowo niedalekiej przyszłości na interakcję z automatami, z którymi prawdziwy święty śmiech będzie niemożliwy. Na razie wciąż mamy siebie nawzajem.
Ostatnio zdarzyło mi się trzy razy, że próbowałem podzielić się chwilą szaleństwa z osobą stojącą za ladą, co zaowocowało dwoma miłymi, choć krótkimi, znajomościami i jedną klapą w postaci „dźwięku klaskania”.
Zanim opowiem o tych trzech wydarzeniach, powinnam powiedzieć, że podobnie jak wiele osób w moim wieku, jestem nieco zdziwiona, że jestem w takim wieku. Można to nawet nazwać „zaprzeczaniem”. Jak już pisałam, mogę się odnieść do koszulki z napisem: „Dziwne, że jestem w tym samym wieku co starzy ludzie”.
Dwie z moich trzech prób humorystycznego nawiązania polegały na tym, że odłożyłem na bok niechęć do zaakceptowania swojego wieku i zamiast tego skupiłem się na mojej starszej osobowości, aby się pośmiać.
Na początku zatrzymałem się w sklepie spożywczym, żeby zatankować samochód i płaciłem gotówką w środku. Chciałem kupić benzynę za 30 dolarów i miałem przy sobie kilka dwudziestodolarowych banknotów. Dałem sprzedawczyni, kobiecie w średnim wieku, te dwie dwudziestki, a ona szybko i pewnie oddała mi dziesięciodolarowy banknot. Potem zatrzymałem się dla dramatycznego efektu, spojrzałem jej w oczy z oczywistym żartem i powiedziałem: „Te pieniądze bardzo szybko zmieniły właściciela. Jesteś pewien, że nie próbujesz oszukać starego człowieka?”
Oboje się zaśmialiśmy. Podobało mi się uczucie, że podkreśliłem rutynę jej dnia pracy momentem na film z najważniejszymi momentami.
Drugi przypadek miał miejsce w aptece. Kobieta w kolejce przede mną była przy kasie i miała w wózku dziecko, na tyle małe, że mogło mieć smoczek w buzi.
Sprzedawczyni, młoda kobieta, zaproponowała dziecku wybór naklejek z różnymi wzorami zwierząt, a matka wybrała jedną dla dziecka, mówiąc, że przedstawione na niej zwierzę jest jego ulubionym.
Gdy nadeszła moja kolej przy kasie, podszedłem i zapłaciłem za swój jedyny przedmiot, butelkę witamin dla mężczyzn 50+ („Silver”). Poczekałem, aż transakcja się zakończy, spojrzałem na sprzedawcę śmiertelnie poważnie i powiedziałem głosem pasującym do tego spojrzenia: „Tutaj ma miejsce pewna dyskryminacja ze względu na wiek”.
Nie wiedząc, o czym mówię, ekspedientka spojrzała na mnie z wyrazem mieszanym z przerażenia i upokorzenia. Poczułem się trochę winny, że ją tak wrobiłem, ale jak powie ci każdy komik, im lepiej ją oszukano, tym większy śmiech ulgi następował.
Wtedy się uśmiechnąłem i powiedziałem: „Nie dałeś mi naklejki ze zwierzęciem”.
Zajęło to sekundę lub dwie, ale potem wybuchnęła głośnym śmiechem.
Teraz, gdy już wiedziała o żarcie, młoda kobieta rzuciła się w wir swojej roli w skeczu. Spojrzała na naklejki i powiedziała autorytatywnym głosem: „W porządku, chcesz naklejkę?” Odpowiedziałem: „Nie, po prostu chciałem, żeby ktoś mnie zapytał”.
Gdy odchodziłem, utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy i chichotaliśmy z naszego małego żartu. Wiedziałem, że zrobiłem kolejny film z najważniejszymi momentami zmiany.
Teraz dochodzimy do mojej próby wspólnego śmiechu, która okazała się klapą, która miała miejsce w kawiarni. Kiedy kasowała moje zakupy, baristka, inna młoda kobieta, zapytała: „Czy jesteś członkiem?”
Odpowiedziałem tak, jak często to robię, gdy ktoś zadaje mi to pytanie: „Nie, nie należę do żadnego klubu, który chciałby mnie przyjąć na członka”, kradnąc cytat z Groucho Marxa.
Żart nie wypalił. Nawet na mnie nie spojrzała, nie mówiąc już o komentarzu na temat tego, co powiedziałem. Pomyślałem, że może słyszała już tę kwestię wcześniej i uznała, że nie zasługuje na odpowiedź, albo może nie miała ochoty się śmiać. To z pewnością było jej prawo.
Częścią szacunku, o którym pisałem wcześniej, jest pozwolenie ludziom na samodzielne decydowanie, czy chcą wystąpić w mojej sztuce.
Zwrócę uwagę, że powyższa kwestia Groucho nie zawsze jest odganiana jak mucha. Pewnego razu młody człowiek nie tylko zrozumiał żart, ale odpowiedział: „Groucho powiedział również: »Poza psem książka jest najlepszym przyjacielem człowieka, ale w środku psa trudno ją czytać«”.
Więc w dwóch z trzech przypadków uzyskałem połączenie, które oferowałem, za średnią .667. Gdyby to była średnia uderzeń baseballowych, umieściłoby mnie to w Hall of Fame w Cooperstown w stanie Nowy Jork, jednogłośnie, w pierwszym głosowaniu. Lubię myśleć, że pewnego dnia może mnie to wprowadzić do Hall of Mirth, znajdującego się gdzieś w niebiosach.
Mieszkaniec Amherst, Richard McCarthy, wieloletni felietonista gazety Springfield Republican, pisze miesięczny felieton dla gazety The Gazette.
Daily Hampshire Gazette