Jak niezwykle skoncentrowany Olivier Giroud pomógł Lille pokonać Monaco
Są trenerzy, którzy uparcie powtarzają, że koncentracja jest najważniejsza, i są tacy, którzy ich słuchają. Od początku kariery, która nieustannie się rozwija, Olivier Giroud rzadko pozwalał sobie na rozproszenie uwagi. Wręcz przeciwnie, reprezentant Francji (157 występów) jest jak gąbka, wiele się nauczył, a Lille teraz zbiera tego owoce. W meczu z Monaco, pod koniec drugiego dnia Ligue 1, to właśnie ta więź z grą i innymi ludźmi pozwoliła jego drużynie wygrać (1:0) .
Z nim młody Hakon Haraldsson (22 lata) powinien na przykład znacznie łatwiej grać w piłkę. Kiedy północna obrona próbuje się rozciągnąć, Islandczyk wie, że jego partner nigdy nie będzie miał problemów z grą. Wręcz przeciwnie, Francuz wykonuje akcje w odpowiednim tempie, pozwalającym mu na dogonienie obrońcy i umożliwienie drugiemu napastnikowi wbiegnięcia za siebie. Podczas gdy niektórzy reagują w reakcji, po wybiciu piłki Giroud (38 lat) praktycznie wskazuje kolegom z drużyny, gdzie mają grać, otwierając przestrzeń w ataku. Krótko po 20. minucie gry właśnie w ten sposób LOSC był tak blisko otwarcia wyniku.


Gdy piłka zbliża się do niego, Dogue nie jest też zły w hiperkoncentracji. Czasami trzeba oderwać wzrok od zawodnika z piłką, żeby zobaczyć, jak bardzo. Na przykład między 47. a 54. minutą niedzielnego meczu. Wszystko było już gotowe, na długo zanim napastnik dał swojej drużynie zwycięstwo w doliczonym czasie gry. Dzięki dobremu zbieraniu informacji, widzieliśmy, jak jako pierwszy przyspieszył grę – gdy kilka „zwrotów” w jego stylu gry by go spowolniło – perfekcyjnym podaniem do Félixa Correii (47.).


Kilka sekund później zobaczyliśmy, że Giroud nie stracił nic ze swojego zmysłu do ustawiania się: jego wzrok raz był skierowany na linię spalonego, by uniknąć pułapki, raz na bramkę przeciwnika, od której nie spuszczał wzroku na długo. Wszystko to w połączeniu z pracą nad małymi podporami, których nie pogardziłby żaden trener tenisa (51. miejsce). Jak wszyscy fani żółtej piłki, środkowy napastnik wie, jak bardzo praca nóg warunkuje wszystko, co dzieje się dalej, gdy nadchodzi czas na uderzenie.


Najlepszy strzelec Les Bleus (57 goli) jest zawsze gotowy, niezależnie od tego, czy piłka ma szansę do niego dotrzeć, czy nie. Przy kolejnym dośrodkowaniu Correii, które Ayyoub Bouaddi niecelnie skierował do bramki (54.), Giroud czekał więc w gotowości, na wszelki wypadek. I nie biernie. Wręcz przeciwnie, napastnik wcześniej podjął decyzję o strzale. Dobre pół godziny później, w podobnej sytuacji, strzelił decydującego gola. I tym razem jeden z jego kolegów z drużyny znajdował się na drodze piłki, przy bliższym słupku. I tym razem weteran Lille obserwował sytuację w drugiej linii.


Haraldsson mógł jedynie dotknąć piłki, a spokój Giroud, nieskazitelny w momencie zakończenia akcji dwoma kontaktami, dopełnił reszty (1:0, 90. + 1). „To nie przypadek, to efekt ciężkiej pracy, pasji do futbolu i pokory” – analizował po meczu Bruno Genesio. Ten techniczny zawodnik musi być zachwycony formą fizyczną swojego zawodnika, który właśnie po raz drugi z rzędu rozegrał 90 minut. Nie można jednak powiedzieć, że jego „skrzydłowy” oszczędza mu sił. Wręcz przeciwnie, gdy LOSC broni, prezentuje tę samą mieszankę skupienia i determinacji.
Ile razy widzieliśmy, jak sprawdzał, co dzieje się za nim, zamykając kąt podania, który wydawał się być dostępny dla obrońcy przeciwnika? Skoncentrowany do samego końca, to on również pod koniec doliczonego czasu gry przechwycił piłkę, która krążyła w polu karnym. Dopiero kilka sekund później, gdy nadarzyła się okazja do dubla z rzutu karnego (90. i 8.), Giroud spudłował. Bo właśnie stracił czujność, po tym jak do tej pory był wyjątkowo „skoncentrowany”? Bo był ugotowany? Prawdopodobnie trochę z jednego i drugiego, ale nikt nie mógł winić bohatera wieczoru.
L'Équipe