Sąd Najwyższy może wybrać najgorszy możliwy przypadek, aby przekazać Trumpowi więcej władzy

Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najbardziej wnikliwe analizy, krytykę i porady.
W czwartek, podczas jednego z najdłuższych spotkań ustnych w tej kadencji, wszyscy w Sądzie Najwyższym wydawali się zgodni co do tego, że Stany Zjednoczone znajdują się w sytuacji nadzwyczajnej. Ale nie było zgody co do tego, czym dokładnie jest ten stan wyjątkowy. Podczas debaty nad trzema nakazami sądowymi, które obecnie chronią obywatelstwo z urodzenia przed atakami prezydenta Donalda Trumpa, sędziowie byli głęboko podzieleni co do tego, z jakim rodzajem kryzysu prawnego tak naprawdę mierzy się sąd — i kraj. I znów pojawił się pogłębiający się podział ze względu na płeć : cztery kobiety wydawały się zaniepokojone tym, że prezydent próbuje znieść ostatnie ograniczenia nałożone na jego sprawowanie niekonstytucyjnej władzy, a robi to między innymi łamiąc normy i sprzeciwiając się sądom. Z kolei pięciu mężczyzn wydawało się zirytowanych rzekomo monarchistycznymi sędziami sądów rejonowych, którzy ośmielają się wydawać szeroko zakrojone zarządzenia blokujące politykę Białego Domu, nawet jeśli jest ona ewidentnie niezgodna z konstytucją.
Oczywiście, tych pięciu mężczyzn stanowi większość w Sądzie Najwyższym. I jak sami nam nieustannie przypominają , mogą robić, co chcą, korzystając ze swojej władzy. Są jednak powody, by sądzić, że jeden lub dwóch sędziów może się sprzeciwić zamieszaniu, jakie mogliby wywołać, ograniczając uprawnienia sądów niższej instancji do wywierania nacisku na władzę wykonawczą. I ani jednego Justice nawet zasugerowała, że ich zdaniem Trump powinien ostatecznie wygrać dzięki merytorycznym argumentom i dostać zielone światło na pozbawianie dzieci imigrantów prawa do obywatelstwa. Przez dwie i pół godziny szczegółowo debatowali nad tym, czy sposobem na zapobiegnięcie temu jest wprowadzenie nakazów ogólnokrajowych lub powszechnych.
Można tylko zgadywać, jak sąd odpowie na to pytanie. Wygląda na to, że większość chce mieć jedno i drugie – ograniczyć wpływy niższych sądów, które – niezależnie od poglądów politycznych i ideologicznych – walczą z bezprawiem Trumpa, i w jakiś sposób zrobić to bez szkody dla tego bezprawia, ponieważ administracja chciałaby je wykorzystać przeciwko amerykańskim dzieciom cudzoziemców. Może się to okazać zadaniem niewykonalnym, a próba jego realizacji w tym przypadku może wywołać destabilizujące zamieszanie w całym systemie sądowniczym. Próba rozwiązania jednego postrzeganego problemu kryzysowego może skończyć się wywołaniem wielu innych.
Czwartkowe argumenty w sprawie Trump v. CASA były niejasne, dodatkowo pogłębione przez precel Departamentu Sprawiedliwości Trumpa w postaci wniosku o pilne rozwiązanie kwestii pobocznej, przyjętego na tych wąskich zasadach przez sam Sąd Najwyższy. Sąd zgodził się rozpatrzyć trzy różne nakazy wydane przez sądy rejonowe przeciwko wydanemu 20 stycznia rozporządzeniem wykonawczym Trumpa, znoszącym obywatelstwo przysługujące dzieciom z urodzenia. Tego typu zarządzenia miałyby pozbawić obywatelstwa amerykańskiego dzieci urodzonych w Stanach Zjednoczonych przez imigrantów nieposiadających stałego statusu prawnego i posiadających wizy tymczasowe. Niewielka grupa powodów, w tym kobiety w ciąży, grupy obrońców praw człowieka i 22 stany, natychmiast wniosła pozew.
Trzy sądy okręgowe w stanach Maryland, New Jersey i Waszyngton niezależnie orzekły, że zakaz Trumpa jednoznacznie narusza 14. poprawkę , która wyraźnie przyznaje obywatelstwo „wszystkim osobom urodzonym” w USA, z niewielkimi wyjątkami dotyczącymi dzieci dyplomatów i członków armii inwazyjnych, które nie mają tutaj znaczenia. W związku z tym oba sądy wydały „powszechny nakaz” zakazujący administracji Trumpa wdrożenia tej polityki w całym kraju. Sądy te uznały, że nakazy o węższym zakresie zastosowania nie zapewnią pełnej ochrony prawa powoda do całkowitego zwolnienia z odpowiedzialności za niekonstytucyjną politykę. W rezultacie rozporządzenie wykonawcze zostało wstrzymane w całym kraju. Trzy federalne sądy apelacyjne odmówiły zmiany nakazów.
Departament Sprawiedliwości Trumpa zwrócił się wówczas do Sądu Najwyższego o interwencję, twierdząc, że uniemożliwienie mu pozbawienia obywatelstwa z urodzenia zapisów 14. poprawki do Konstytucji USA stanowi sytuację kryzysową, która musi zostać rozwiązana w ramach tzw. procedury cienia. Jednakże departament, być może zdając sobie sprawę, że jest skazany na porażkę w kwestii konstytucyjności, nie zwrócił się do Sądu Najwyższego o orzeczenie, że rozporządzenie wykonawcze Trumpa jest zgodne z prawem. Zamiast tego zwrócił się do sędziów o zawężenie nakazów sądowych do wymienionych z imienia i nazwiska powoda, argumentując, że już dawno nadszedł czas na ukrócenie powszechnych nakazów sądowych mnożących się przeciwko administracji i rozwiązanie trwającego od dziesięcioleci problemu wszystkowiedzących sędziów sądów pierwszej instancji i stron sporu zmieniających forum (problem, który republikańscy strony sporu byli znacznie mniej zaniepokojeni, gdy broń ta była agresywnie używana przeciwko administracji Bidena). Sąd Najwyższy zgodził się rozważyć, czy te daleko idące nakazy były właściwe — jest to kwestia powiązana, choć całkowicie odrębna, z szerszą i niewątpliwie znacznie pilniejszą kwestią, a mianowicie czy podstawowe zarządzenia wykonawcze są niezgodne z konstytucją.
Jeśli się przymrużysz oczy, dostrzeżesz logikę działań Sądu Najwyższego. Być może sędziowie uznali, że mogą wydać kompromisową decyzję, która zapewni Trumpowi zwycięstwo proceduralne poprzez ograniczenie krajowych nakazów sądowych, jednocześnie szykując mu porażkę merytoryczną w niedalekiej przyszłości. Był to rodzaj salomonowego „wielkiego układu”, na który niektórzy komentatorzy liczyli w związku ze sprawami związanymi z 6 stycznia ubiegłego roku, w których większość ostatecznie pozwoliła byłemu i przyszłemu prezydentowi przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Podczas czwartkowych ustnych argumentów stało się boleśnie jasne, że taka wizja jest mirażem: nie ma jasnego sposobu, aby oddzielić zalety zagwarantowanego w 14. poprawce obywatelstwa dla każdej osoby urodzonej w Stanach Zjednoczonych od wysiłków zmierzających do odzyskania szerokich nakazów sądowych. Pozwolenie stanom i powodom na poniesienie strat w tym drugim przypadku oznacza oddanie wszystkiego w ręce państw i powodów w tym pierwszym przypadku.
Dlaczego? Po pierwsze, jak argumentował sąd prokurator generalny stanu New Jersey Jeremy Feigenbaum, ograniczenie tych nakazów wyłącznie do powodów oznaczałoby, że obywatelstwo z urodzenia jest chronione w 22 stanach, ale nie w 28 innych. „Nigdy w historii tego kraju od czasów wojny secesyjnej nie zdarzyło się, aby obywatelstwo stawało się ważne po przekroczeniu granic stanowych” – wspominał sędziowie. „Przez ponad stulecie praktyka wykonawcza była jednolicie odmienna” – zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego . Stany „nie wiedzą, jak to mogłoby zadziałać w praktyce” – powiedział Feigenbaum, ale brzmi to jak przepis na „chaos”. Dziecku pozbawionemu obywatelstwa może grozić deportacja w Filadelfii (ponieważ Pensylwania nie jest stroną w sprawie), a następnie może ono uniknąć deportacji poprzez przekroczenie granicy w Camden w stanie New Jersey. Feigenbaum wyjaśnił, że jeśli sama natura obywatelstwa jest niepewna, podstawowe prawo jednostki do zamieszkania w tym kraju będzie się zmieniało w zależności od tego, po której stronie rzeki Delaware stanie w danym momencie. System ten brzmi niepokojąco podobnie do systemu sprzed wojny secesyjnej, w którym wolność jednostki zależała od tego, w jakim stanie się znajdowała, a więc dokładnie tej sytuacji, którą 14. poprawka miała na celu zniesienie.
Po drugie, ograniczenie lub całkowite wyeliminowanie powszechnych szczepionek stworzyłoby niekorzystne bodźce dla prezydenta działającego w złej wierze. Jak stwierdził sędzia Ketanji Brown Jackson w rozmowie z prokuratorem generalnym Johnem Sauerem: „Prawdziwym problemem jest to, że Pana argumentacja sprawia, że nasz system wymiaru sprawiedliwości, przynajmniej moim zdaniem, staje się systemem, w którym z perspektywy władzy wykonawczej obowiązuje zasada „złap mnie, jeśli potrafisz”. Innymi słowy, „każdy musi mieć prawnika i złożyć pozew do sądu, aby powstrzymać naruszanie praw człowieka”.
Sędzia Elena Kagan poszła dalej, pytając Sauera, jaki mechanizm administracja Trumpa była gotowa umożliwić powodom zakwestionowanie zarządzenia wykonawczego, gdyby zamierzali odrzucić ogólnokrajowy nakaz sądowy. Jak powiedziała Sauerowi: „Załóżmy na potrzeby tego, że mylisz się co do meritum, że rząd nie ma prawa tego robić na mocy Konstytucji. Wydaje mi się, że twój argument brzmi: Możemy to robić, dopóki wszyscy, którzy potencjalnie zostaną przez to skrzywdzeni, nie dowiedzą się, jak złożyć pozew, wynająć prawnika itd. Nie rozumiem, jak to jest choć trochę zgodne z zasadą praworządności”.
Sauer zasugerował Kaganowi, że istnieje rozwiązanie awaryjne: powodowie mogliby po prostu złożyć pozew zbiorowy i w ten sposób zakwestionować postanowienie. Sędzia Brett Kavanaugh wielokrotnie przez cały poranek zachwalał tę alternatywę, jak gdyby była ona panaceum na problemy związane z nakazami sądowymi wydanymi na szczeblu ogólnokrajowym. Jest tylko jeden szkopuł: jak zauważył Kagan, Departament Sprawiedliwości nieustannie walczył przeciwko uznawaniu powództw zbiorowych, w każdej kolejnej sprawie, czasem kończąc sprawę sukcesem przed Sądem Najwyższym. Istnieje wiele zawiłości, które sprawiają, że prowadzenie pozwów zbiorowych i wygrywanie ich jest uciążliwe. Więc nawet gdyby powódki w tej sprawie próbowały utworzyć grupę reprezentującą wszystkie cele rozporządzenia wykonawczego, administracja Trumpa również próbowałaby to udaremnić. Sauer nawet przyznał głośno, że Departament Sprawiedliwości może powrócić i przeciwstawić się takiej próbie. Przyznał również, że administracja może nie podporządkować się orzeczeniu sądu okręgowego, który przyznałby inną ulgę niż ta na szczeblu krajowym.
Kagan odpowiedziała, że nie dało jej to zbyt wiele pewności siebie. Sędzia Amy Coney Barrett zdawała się być skłonna się zgodzić, zadając serię coraz bardziej niepokojących pytań o to, czy administracja Trumpa stosuje się do zarządzeń sądowych. „Czy dobrze zrozumiałem, że powiedziałeś sędziemu Kaganowi” – Barrett zapytał przedstawiciela rządu Sauera – „że chciał on zastrzec sobie prawo do niepodążania za precedensem Sądu Okręgowego 2. Okręgu, powiedzmy, w Nowym Jorku, ponieważ mógłbyś się nie zgadzać z tą opinią?”
Sauer odpowiedział: „Naszą ogólną praktyką jest respektowanie tych precedensów, ale zdarzają się okoliczności, w których nie jest to powszechna praktyka”.
Czy jest to „praktyka tej administracji czy długotrwała praktyka rządu federalnego”? Barrett zapytał z niedowierzaniem.
„Jeśli dobrze rozumiem, jest to długotrwała polityka Departamentu Sprawiedliwości” – powiedział jej Sauer.
"Naprawdę?" zapytał Barrett sceptycznie. Ponownie nacisnęła Sauera. Powtórzył, że Departament Sprawiedliwości „zazwyczaj” – ale nie zawsze – stosuje się do precedensów sądu okręgowego. „Wciąż mówisz ogólnie ” – zauważył ostro Barrett. Sędzia pozostaje zagorzałą konserwatystką, ale przyznajmy jej rację: w przeciwieństwie do swoich kolegów zdaje sobie sprawę, że nie można ufać administracji Trumpa w kwestii respektowania orzeczeń sądowych i wykorzysta wszelkie pole manewru, aby wykręcić się od zobowiązań prawnych, jeśli przegra w sądzie. Jej próby nakłonienia Sauera do złożenia oficjalnej obietnicy podporządkowania się postanowieniom sądu okręgowego nie odniosły skutku, ale radosne wykręty prokuratora generalnego mówiły same za siebie.
Zupełnie inaczej było z mężczyznami. Najbardziej zaskakujące pytanie zadał chyba sędzia Samuel Alito, który, uderzając pięścią w ławę sędziowską, przyłączył się do chóru wychwalających sędziów administracji Trumpa, którzy oczerniali sędziów sądów okręgowych , nazywając ich megalomaniakami i mądralińskimi mądralińskimi . „Wszyscy sędziowie z Artykułu 3 są podatni na chorobę zawodową, która polega na myśleniu, że mam rację i mogę robić, co mi się podoba ” – powiedział Alito Feigenbaumowi. „Teraz mamy sąd apelacyjny składający się z wielu członków, który jest ograniczany przez kolegów”. Jednakże „sędzia sądu pierwszej instancji zasiadający w sali rozpraw jest monarchą tego królestwa i zdarzają się sytuacje, w których sędziowie sądu pierwszej instancji” nadużywają swojej władzy. W świetle alarmu podnoszonego przez jego kolegów w związku z obecną sytuacją gróźb i obelg kierowanych pod adresem sędziów oraz zasadniczą wiarygodnością niezależnego sądownictwa , dziwne było usłyszeć te same słowa z ust samego sędziego, mające na celu zdyskredytowanie rzetelności sądownictwa Artykułu 3.
Pozostali mężczyźni byli mniej pogardliwi wobec sądów okręgowych, ale w różnym stopniu byli równie naiwni, jeśli chodzi o Trumpa, uważając go za zasadniczo normalnego prezydenta, któremu można zaufać, że będzie przestrzegał prawa. Ostatecznie dziwaczność argumentów dotyczących środków prawnych w zakresie jurysdykcji uwypukliła wciąż aktualne pytanie o to, w jakim stopniu można domniemywać dobrą wiarę poszczególnych instytucji rządowych. W oczach Alito administracja Trumpa nie może popełnić żadnego błędu, a według Kagana nie można jej ufać. Kavanaugh często powtarzał, że „wszyscy prezydenci” — łącznie z Trumpem! — działają z „dobrymi intencjami”, gdy przekraczają granice rozporządzeń wykonawczych, i wszyscy powinni być za to uznawani.
Nad tym wszystkim górowała świadomość, że sędziowie będą musieli prędzej czy później rozstrzygnąć podstawową kwestię konstytucyjną dotyczącą tego, kim jest obywatel. A niektórzy z nich naprawdę tego chcą; jak sędzia Neil Gorsuch zapytał Feigenbauma: „Jak szybko przejść do meritum sprawy?” Jeśli jednak Gorsuch i jego współpracownicy odniosą zwycięstwo w kwestii nakazu sądowego Trumpa, ogromna liczba dzieci zostanie objęta bezprawnym rozporządzeniem wykonawczym, zanim Sąd Najwyższy zdąży je uchylić. Sędziowie nie wydają się być specjalnie zaniepokojeni tą zwłoką. W stopniu, w jakim nadal mamy wierzyć, że Prezes Sądu Najwyższego John Roberts ma wyczucie kwestii związanych z postrzeganiem opinii publicznej i legitymacją sądów, z pewnością wydało nam się niepokojące, gdy zapewniał nas, że sąd jest w stanie szybko rozstrzygać trudne sprawy, eliminując potrzebę szerokiej pomocy ze strony sądów niższej instancji. Jego zdaniem, dowodem tej szybkości była szybka decyzja sądu w sprawie TikToka w styczniu — orzeczenie, które do dziś jest aktywnie ignorowane przez administrację Trumpa.
Używając trafnego języka Jacksona, w rzeczywistości stało się to zagnieżdżonym systemem rozgrywek typu „złap mnie, jeśli potrafisz” między niekontrolowaną administracją Trumpa a szeregiem sądów, których zadaniem jest jego powstrzymanie. Jeśli Sąd Najwyższy pozbawi prawa do nakazów powszechnych mocy obowiązującej w błędnej próbie znalezienia rozwiązania pośredniego, miliony Amerykanów, którym grozi utrata obywatelstwa, będzie zmuszonych dochodzić swoich praw pojedynczo lub w ramach potencjalnie uciążliwych powództw zbiorowych, a sądy rejonowe utracą szersze uprawnienia do szybkiego zamrażania bezprawnych działań rządu w każdej dziedzinie. Ironią jest, że sam Sąd Najwyższy — instytucja, która ostatecznie była najlepiej przygotowana do złapania tego prezydenta, gdyby tylko mogła — przekaże mu ogromną władzę w sprawie, która dokładnie pokazuje, dlaczego na nią nie zasługuje. I po raz kolejny będzie to działanie na własną rękę, przeprowadzone pod przykrywką naiwnego przekonania, że działa się w ograniczony, przyszłościowy sposób, a nie że zadaje się kolejny cios demokracji i praworządności .
