Miałem nadzieję, że ludzkość zmierza ku zagładzie. Teraz wiem, że fantazja daje nam łatwe wyjście.

Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najbardziej wnikliwe analizy, krytykę i porady.
Przez większą część życia panicznie bałem się zmian klimatycznych i apokaliptycznej przyszłości, którą najwyraźniej one ze sobą niosą. Miałem 2 lata, kiedy klimatolog James Hansen składał przed Kongresem zeznania na temat „ efektu cieplarnianego ”, a od tego czasu sytuacja wcale się nie poprawiła. Ale tuż pod moim strachem przed nieuniknionymi katastrofami, wściekłością z powodu trwającego od dziesięcioleci braku działań ze strony naszych przywódców i żalem z powodu wersji naszej planety, która znikała na moich oczach, przebijała się nuta mrocznego optymizmu. Może jeśli sytuacja stanie się naprawdę zła, ludzie wyginą – pomyślałem z nadzieją.
Rozkoszowałem się myślą o zagładzie rodzaju ludzkiego, nie tylko dlatego, że wydawało mi się oczywiste, że Ziemia będzie lepsza bez nas, ale także dlatego, że w pełni na to zasługiwaliśmy. A gatunek ludzki najwyraźniej jest zdeterminowany, by sprowadzić ten najgorszy scenariusz na siebie i na inne stworzenia. Wiemy ponad wszelką wątpliwość, że niszczymy ekosystemy, w których żyjemy i od których jesteśmy zależni, a także wszystko inne. Żadne miejsce, nawet pozornie pozbawione ludzi, nie jest bezpieczne. (Zobacz: plastikowe torby w Rowie Mariańskim .) Te fakty nie powinny nas zniechęcać: zmierzamy ku pewnej katastrofie z coraz większą prędkością . Po cichu żywiłem nadzieję, że pewnego dnia, w niezbyt odległej przyszłości, będziemy musieli zmierzyć się z ostatecznymi konsekwencjami. Wydawało się, że musimy.
Następnie poświęciłem pięć lat na pisanie książki o katastrofach i kataklizmach, które miały miejsce w historii ludzkości – od upadku Starego Państwa w Egipcie spowodowanego zmianami klimatycznymi po Czarną Śmierć. Jako dziennikarz naukowy zajmuję się archeologią, więc od razu poszłam w kierunku mojego niepokoju o przyszłość naszego gatunku, dzwoniąc do naukowców, którzy badają takie wydarzenia, jak rozpady społeczeństw, zarazy i wcześniejsze okresy ekstremalnych i gwałtownych zmian klimatycznych. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – i wbrew niemal każdej apokaliptycznej kulturze popularnej, z jaką miałem styczność – wiele z tych opowieści zawierało o wiele więcej współpracy i ponownego odkrycia niż przemocy i zniszczenia. Książka, która właśnie się ukazała, nosi tytuł Apocalypse: How Catastrophe Transformed Our World and Can Forge New Futures . Jak widać, zanim zabrałem się za tworzenie napisów, musiałem odwrócić swoje myślenie. Teraz jestem przekonany, że koniec świata jaki znamy nie będzie wcale oznaczał końca naszego gatunku.
Tak, szczegóły apokalipsy, które badałem na przestrzeni dziejów, mogą być tragiczne, a czasem przerażające. Nigdy nie zapomnę muru morskiego, który miał chronić wioskę u wybrzeży Izraela przed podnoszącym się poziomem morza, gdy topniały lodowce ostatniej epoki lodowcowej — mur znajduje się pod wodą od 7000 lat — ani tego, jak najbiedniejsi mieszkańcy niegdyś egalitarnego miasta Harappa w Pakistanie zginęli gwałtowną śmiercią w wyniku przedłużającej się megasusz. Jednak o wiele częściej odkrywałem, że apokalipsy wyzwalają w ludziach kreatywność i determinację. Wielokrotnie widziałem, jak nasi przodkowie burzyli stare granice, hierarchie, założenia i zasady, które nie miały sensu w zmieniającym się i ewoluującym świecie, i w jaki sposób budowali przyszłość zaprojektowaną z myślą o tym, kim chcieli i musieli się stać, aby przetrwać.
Zmiana moich poglądów rozpoczęła się jednak, gdy zacząłem zgłębiać historię wyginięcia człowieka, którą myślałem, że dobrze znam – neandertalczyków, które miało miejsce około 40 000 lat temu. Pierwsi paleoantropolodzy, którzy odkryli i jako pierwsi badali kości neandertalczyków, od początku zakładali, że neandertalczycy są gorsi od Homo sapiens pod wieloma względami, w tym zwłaszcza pod względem inteligencji, a ich odmienne cechy szkieletu dyskwalifikują ich jako przedstawicieli kategorii ludzi. Kiedy zostałem pisarzem zajmującym się archeologią, wiele najbardziej rażących błędnych przekonań na temat neandertalczyków było już w trakcie rewizji i korekty na korzyść neandertalczyków. Konkretny szkielet neandertalczyka, który przekonał naukowców, że nasi starożytni kuzyni chodzili zgarbieni, okazał się należeć nie do jakiegokolwiek neandertalczyka, lecz do starszego mężczyzny neandertalskiego cierpiącego na zapalenie stawów . Nie tylko nie był reprezentatywnym przykładem fizycznych możliwości swojego gatunku — jego długie życie było dowodem na to, że jego społeczność się o niego troszczyła.
Jednakże uprzedzenie, którego trudniej mi było się pozbyć, nie dotyczyło neandertalczyków. To dotyczyło nas, Homo sapiens . Neandertalczycy być może nie byli niezdolnymi bestiami, ale to tylko uczyniło naszą domniemaną rolę w ich wyginięciu tym bardziej brutalną i okrutną: pokonaliśmy ich, zabiliśmy i przejęliśmy Ziemię. Nie byli skazani na śmierć z powodu, cóż, stereotypowo „neandertalskich” cech; byli inteligentni, zdolni i troskliwi, a my byliśmy po prostu bezmyślnymi zabójcami. W makabrycznej próbie tragicznych skutków antropogenicznej zmiany klimatu dla innych zwierząt, nasz nieoczekiwany sukces oznaczał ich zagładę.
Ale myliłem się: historia jest, co najmniej, bardziej skomplikowana. Okazuje się, że niemal każda żyjąca dziś osoba nosi w swoim genomie niewielką część neandertalskiego DNA . Mówiąc wprost, oznacza to, że neandertalczycy są naszymi przodkami. Zacząłem się zastanawiać, jakiego rodzaju relacje między naszymi społecznościami to oznacza i co musiałoby się stać, żeby do tego doszło. Czas, w którym zniknęli neandertalczycy, przypadł na okres silnej niestabilności klimatycznej, a oni sami cierpieli z powodu małych grup , uwięzionych w enklawach nadającego się do zamieszkania terenu podczas zimnych okresów i odciętych od siebie. Znane istnienie dzieci neandertalczyków i Homo sapiens wskazuje, że zaczęliśmy żyć i pracować razem w trudnych czasach. Nie każdy, nie każda grupa, ale wystarczająco dużo, aby nasze drzewa genealogiczne stały się na zawsze zbliźniaczone. Czy słowo „wyginięcie” jest rzeczywiście trafne w odniesieniu do ludzi, którzy byli na tyle zdesperowani i żądni przygód, by dołączyć do nowych społeczności? Czy dominacja to rzeczywiście właściwe określenie na inne typy ludzi, którzy w niektórych przypadkach najprawdopodobniej ich przyjęli?
Pewnego dnia zmiana klimatu, z którą neandertalczycy poradzili sobie poprzez dołączenie do większych i bardziej zróżnicowanych grup ludzkich, może wydać się niczym w porównaniu z tym, co nas czeka. A w bardzo długiej perspektywie jest możliwe, że Ziemia stanie się miejscem zupełnie innym niż to, w którym kiedykolwiek żył człowiek. Ale nie spodziewamy się najgorszego scenariusza, czyli wzrostu temperatury o 4 stopnie Celsjusza w ciągu nocy. Zmiany klimatyczne doświadczymy już teraz, tak jak doświadczyli ich neandertalczycy – będą one powolnym procesem, zauważalnym na przestrzeni dziesięcioleci ludzkiego życia. Warto spowolnić zmiany klimatyczne wszelkimi możliwymi sposobami: niektórzy ludzie będą cierpieć, tak jak byli neandertalczycy, którzy nie przetrwali. Niszczenie ludzkiego życia już się dzieje . Ale jeśli spojrzeć z szerszej perspektywy, nasz gatunek się dostosuje. Nie mam na myśli, że Homo sapiens DNA przetrwa dzięki miliarderom ukrywającym się w drogich bunkrach . Dowiedziałem się, że taka adaptacja jest o wiele bardziej prawdopodobna w przypadku tworzenia nowych społeczności, nowych społeczeństw i nowych rodzajów rodzin niż w wyniku wzajemnego niszczenia się w grze o sumie zerowej.
Doszedłem do wniosku, że oczekiwanie — lub nadzieja na — zagładę rodzaju ludzkiego jest w rzeczywistości wybieraniem łatwiejszej drogi. Przyjęcie wizji przyszłości, która zakłada najgorszą wersję nas samych, robiąc najgorsze rzeczy, jakie możemy sobie wyobrazić, zwalnia nas z obowiązku ciężkiej pracy polegającej na wymarzeniu i dążeniu do osiągnięcia przyszłości, jakiej pragniemy. Apokalipsa zmusza nas do radykalnej zmiany. Jednak jeśli będziemy patrzeć w przyszłość z optymizmem, a nie z pesymizmem, możemy przekształcić się w ludzi — w społeczności — które potrafią przetrwać.
Tylko jedna rzecz na pewno wyginie w niedalekiej przyszłości, czy to z wyboru, czy z konieczności. To społeczeństwo, które nauczyło mnie, że ludzie są po prostu siłą destrukcyjną. Żyjemy w społeczeństwie hołdującym apokaliptycznej filozofii nieograniczonego wydobywania zasobów. Jeśli jutra nie będzie, możesz brać, brać i brać jeszcze więcej. Nieskończona konsumpcja dobiegnie końca, choćby dlatego, że nie będzie już czego konsumować. Doszliśmy do przekonania, że rezygnacja z tego jest równoznaczna z wyginięciem — a może po prostu wolelibyśmy wyginąć, niż musieć z tego zrezygnować. Ale jest wiele sposobów, aby być człowiekiem i, jak nauczyli mnie moi neandertalscy przodkowie, wiele sposobów na przetrwanie. Nie mam już ochoty fantazjować o zagładzie rodzaju ludzkiego. Wolałbym spędzić czas tutaj, na początku kolejnej apokalipsy, wyobrażając sobie, co by znaczyła prawdziwa zmiana.
