Marco Martella i ludzie ogrodu


Czy wystarczy gdzieś posadzić drzewa, by zrozumieć, że życie jest proste? Marco Martella wie, że wieś nigdy nie była przyjemnym miejscem, wbrew temu, co sądzą „mieszkańcy miasta”. Dla autora „Małego świata, idealnego świata” spacery i ciekawość rozkwitają w jego niesklasyfikowanym gatunku eseistycznym, który łączy badania naukowe z wyobraźnią.
Samuel Beckett i Violet Trefusis , Pasolini i jego francuska sąsiadka Suzanne, zawilce i śliwy myrobolan… dzielą się jego nową książką „Owoce myrobolan” (wydanie Elba Editorial). „Niektórzy ludzie, podobnie jak niektóre gatunki, zdają się rozwijać tak, jakby prawda mogła rozkwitać tylko pośród kłamstw” – zauważa.
Jedną z prawd może być monotonne życie Becketta w Ussy (Francja), w domu, w którym uczeń rysował, mając idealnie skoszony trawnik i jabłoń, pisząc „Teksty za nic” i pijąc tanie białe wino o zmierzchu. Martella opowiada, że student, który tam przyszedł, zapytał Becketta, czy jest Beckettem, a on odpowiedział: „Przepraszam, jestem tylko ogrodnikiem”. Kiedy odebrał telefon, Elias Cannetti udawał jego sekretarza. Kim bym był, gdybym mógł?

W swojej nowej książce Martella zagłębia się w „ogrody kapłanów”, rozrywkę bogaczy, ponieważ, jak mówi jej sąsiadka Suzanne, „przyjemność udanego zasiewu to nic innego jak substytut prawdziwych przyjemności życia”. Życie, które znika bez owocowania, nie jest prawdziwym życiem, uważa kobieta. Ale czym jest owoc? zastanawia się Martella. Jak Suzanne udało się wydobyć piękno tych roślin, skoro soki nie krążyły już w ich żyłach?
Tak jak istnieją drogi, które prowadzą donikąd, tak istnieją nasiona czekające na rozkwit i książki czekające na napisanie. Dziwne owoce pocieszenia, do których nawiązuje Rilke , są dla Martelli najpiękniejsze. Dlatego zawilce pojawiają się tylko na glebach, gdzie obumarłe liście i drewno stopniowo tworzą, rozkładając się, głęboką, wilgotną ziemię.
Autor „Kwiatów” (Elba) pisze, że domy, niczym lasy, mają swoje odgłosy. Że potrzeba czasu, by się do nich przyzwyczaić. Mówi też o ciszy, która rozkwita jak kwiaty. Przywołuje więc biedną Baucis, przemienioną w dąb, i Filemona, przemienionego w lipę, którą Martella wykorzystuje, by opisać rzymski mit o ludziach, którzy wywodzą się z drzew, „powalonych przez swoją szlachetność”.
„Ci, którzy kochają ogrody, nie są zadowoleni z życia. Wierzą, że dobrze jest zgłębiać śmierć, aby ją oswoić. Wiedzą, że ogród jest zarówno ciężarem, jak i radością”. Przeciwko nim Martella broni nic nieznaczącego ogrodu. Niedoskonałego ogrodu Montaigne’a , w którym francuski eseista miał nadzieję, że śmierć go zaskoczy, sadząc kapustę. Czy o to chodzi? Sadzenie to święty akt. Akt wiary. Po co ciągle sadzić? „Szczerze mówiąc, nigdy nie wiedziałem, dlaczego sadziłem” – wyjaśnia sam Martella. Jest…, jak się wydaje, chłopem, który nauczył się cierpliwie przyjmować życie. I pogodzić się z tym, że nie wie, co przyniesie jutro.
EL PAÍS