Krzyk zapomnianego kraju

Ponad 30 lat temu, 24 czerwca 1994 roku , Most 25 Kwietnia został zablokowany przez klakson na znak protestu przeciwko podwyżce opłat za przejazd. Byliśmy w końcowej fazie dekady Cavaco Silvy, a José Pacheco Pereira napisał pamiętny tekst – którego cytat znalazłem jedynie u José Manuela Fernandesa – w którym opisuje codzienne życie zawodowe rodziny z klasy średniej z dziećmi, mieszkającej na południowym brzegu, aby zaapelować do PSD o wyjście z bańki, w której żyła – najbardziej odpowiednim językiem w tamtym czasie byłoby zejść do rzeczywistości. Trzy dekady później, co najmniej od roku, stało się jasne, że partie rządzące, lewica oraz niektórzy analitycy i komentatorzy żyją zupełnie oderwani od rzeczywistości tej samej rodziny z klasy średniej, obecnie w XXI wieku, która dziś, w wielu przypadkach, nie jest w stanie płacić rachunków, mimo że pracuje.
Mieszkańcy centrum Lizbony czy Porto prawdopodobnie nie są świadomi zjawiska, które rozwija się w tym kraju. Dostępna jest szeroka gama środków transportu publicznego, od metra po Ubera, w tym rowery i hulajnogi. A imigranci, których zazwyczaj znasz, to albo tzw. cyfrowi nomadzi, albo bogacze, albo ci, którzy dowożą jedzenie do domu, albo ci, którzy jeżdżą taksówkami Ubera. Podobnie jak społeczność cygańska, którą znają, jest w większości przypadków romantyzowana. Są lewicowcami, tak jak zamożne damy z Estado Novo, które współczuły biednym. Kochają edukację i służbę zdrowia, pod warunkiem, że ich dzieci chodzą do szkół i mają ubezpieczenie zdrowotne lub pracują w sektorze publicznym, co pozwala im korzystać z prywatnych szpitali. Nic z tego nie byłoby poważne, gdyby partie rządzące nie uwikłały się w tę bańkę, zwłaszcza PS, ale także PSD.
W krainie zapomnianych ludzi, sąsiadami są imigranci, których zwyczaje są dla nich niezrozumiałe i które w efekcie wywołują u nich strach i niepewność. Są to rodziny, które nie mają pieniędzy na posłanie dzieci do szkoły i mają trudności ze spłatą rat kredytu hipotecznego lub czynszu, rachunków za wodę i prąd – niewytłumaczalnie wysokich, mimo że codziennie słyszą, że jesteśmy orędownikami odnawialnych źródeł energii. Są to pracownicy, którzy muszą korzystać z transportu publicznego, a jeśli mieszkają na przedmieściach, narażają się na strajki i mniejszą lub bardziej ograniczoną podaż środków transportu niż w przeszłości, mimo że słyszą również, że aby zmniejszyć ślad węglowy, trzeba rzadziej jeździć samochodem. Są to osoby, które w razie choroby muszą udać się na pogotowie, którego jest bardzo mało, ponieważ ośrodki zdrowia mają godziny otwarcia. Są to społeczności, które obecnie, poza dużymi ośrodkami miejskimi, widzą, jak państwo znika z miejsc, w których się znajdują, drogi, które nie są autostradami, ulegają degradacji, a inwestycje w infrastrukturę są sukcesywnie odkładane – jak przypomniał Paulo Ferreira w Rádio Observador, Algarve ma lata obietnic do spełnienia w zakresie wody i zdrowia.
Jednocześnie osoby prowadzące małą działalność gospodarczą przeżywają koszmary z powodu biurokracji i powiązań z administracją publiczną, która wydaje się istnieć po to, aby wszystko utrudniać, zapominając, że ma służyć obywatelom. A jeśli masz jakiekolwiek problemy z podatkami lub sprawiedliwością administracyjną, ryzykujesz, że umrzesz, zanim cały proces dobiegnie końca. Niedawna sprawa profesora , który wygrał proces w konkursie zorganizowanym 16 lat temu przez ISEG, wyraźnie pokazuje stan tego systemu sprawiedliwości, który jest tak ważny dla przedsiębiorstw.
Żyjąc w takiej rzeczywistości, słyszą, jak partie rządzące twierdzą, że nie ma problemu z imigracją, podczas gdy jeszcze rok temu wystarczyło przejechać cały kraj lub przynajmniej przedmieścia Lizbony, aby zrozumieć, jaki wpływ ma ona na tamtejsze społeczności. Stwierdzono awarię w budownictwie mieszkaniowym, transporcie publicznym, szkołach i służbie zdrowia.
Prawdą jest, że Luís Montenegro zaczął identyfikować problem i rozwiązywać go, ale tylko na drodze administracyjnej. Brakuje najważniejszej rzeczy: integracji pozwalającej na wzajemną akceptację. Ale przynajmniej teraz możemy trochę porozmawiać o problemie, nie narażając się na oskarżenia o rasizm i ksenofobię, choć nadal są tacy, którzy uważają, że wszystko jest kwestią postrzegania. To ci, którzy oczekują, że statystyki, które mierzą to, co już się wydarzyło, powiedzą nam, że istnieje problem, podczas gdy my już jesteśmy pod nim pogrążeni. Są też tacy, którzy uważają, że ludzi trzeba edukować i starać się wzbudzać empatię wobec imigrantów lub pokazywać oczywiste zalety imigracji, tak jakby ludzie tego nie czuli i nie widzieli, nie zdając sobie sprawy, że problem leży w szoku kulturowym.
Posłanka okręgu Chega, Rita Matias, powiedziała w radiu Observador, że „imigracja to temat tabu”. Dodał też, że dopóki pozostałe partie nie zajmą się problemem, który jest źródłem presji na takie usługi publiczne jak edukacja, służba zdrowia i transport publiczny, Chega będzie miał „zielone światło”. Tego nie zrozumiała PS, a AD zrozumiała za późno i ze wstydem.
A podczas gdy żyją w tej codziennej rutynie, mieszkając z ludźmi, których nie rozumieją, licząc pieniądze i radząc sobie z problemami związanymi z transportem publicznym, służbą zdrowia i edukacją, słuchają, jak urzędujący partie dyskutują o sprawach, które nie są ukierunkowane na rozwiązanie ich problemów. Tam debatują, czy opieka zdrowotna powinna być publiczna czy prywatna, albo czy listy oczekujących mają być dłuższe czy krótsze, podczas gdy tak naprawdę chcą mieć dostęp do lekarza wtedy, gdy go potrzebują. Albo jeśli jest więcej lub mniej uczniów bez zajęć, podczas gdy oni chcieli, aby ich dzieci chodziły do szkół publicznych i uczyły się na przyszłość. Albo czy TAP powinien być własnością państwa, czy nie, skoro wiele osób nigdy nim nie latało. Wystarczy zatrzymać się na chwilę i posłuchać niektórych debat z perspektywy rodziny z dziećmi, o minimalnych lub nawet średnich dochodach, mieszkającej na przedmieściach dużych miast, aby zrozumieć, jak absurdalne są niektóre z tych debat. Tak jakby ci, którzy chcą ich reprezentować, żyli na innej planecie.
To właśnie zobaczył André Ventura w trakcie swojej podróży, która w ciągu sześciu lat wyniosła jego partię na pozycję drugiej co do wielkości siły politycznej. Na początku PS musiało uważać, że zabawnie będzie odizolować Chegę, karmiąc ją, aby nie dopuścić do przejęcia władzy przez PSD. Do tej pory padł ofiarą taktyki, która stawała się coraz powszechniejsza w erze António Costy.
Choć prawdą jest, że sukces Chegi wynika z tego, co dzieje się w zachodnich demokracjach, to jego sukces wynika również z ośmioletniego urzędowania António Costy. Właśnie w tym czasie PS podsycała zainteresowanie Chegą w debatach i nie podejmowała żadnych działań, aby poprawić życie ludzi, wykorzystując finanse publiczne do utrzymania się przy władzy, jednocześnie pozwalając na pogarszanie się usług publicznych. Bądźmy więc podejrzliwi wobec obietnic miłości składanych NHS i szkołom publicznym, dwóm usługom, które rządy António Costy zdegradowały za zgodą PCP i BE.
Dlatego António Costa ponosi odpowiedzialność za katastrofę, jaka przydarzyła się PS. Grzechem pierwotnym Pedro Nuno Santosa było to, że pochopnie objął przywództwo partii, nie zdając sobie sprawy, że zapłaci za złą spuściznę, jaką pozostawił po sobie Costa. Następnie bardzo źle zarządza czasem spędzonym w opozycji, nie doceniając swojego wkładu w sprawowanie rządów, a później błędnie oceniając wpływ Spinuvivy. I w końcu popełnił błąd nie zatwierdzając wniosku o wotum zaufania, wpadając w pułapkę Luísa Montenegro.
Ryzykowny ruch Luísa Montenegro opłacił się, ale jeśli się nad tym zastanowić, biorąc pod uwagę pieniądze, które rozdysponował w ciągu jedenastu miesięcy, i próbę przejęcia sztandaru imigracji i bezpieczeństwa od Chegi, zwycięstwo to nie dorównuje temu, co w zasadzie powinno było dać jego zarządzanie wyborami. Już nie wystarczy rozdawać pieniędzy, zawierać pokoju z emerytami i mówić, że problem imigracji zostanie rozwiązany.
W XXI wieku codzienne życie rodziny z klasy średniej, która nie mieszka w centrum dużego miasta, jest co najmniej tak trudne, jak to, które tak dobrze opisał Pacheco Pereira w 1994 roku. W tamtym czasie wychodziliśmy z dekady Cavaquismo, z głębokimi zmianami w kraju, a naturalnym wyborem, aby wyrazić niezadowolenie, było, jak było, PS. Tym razem wyborcy przyznali małe zwycięstwo AD i zapomniany kraj wybrał Chegę. PS przeżywa trudne czasy i naprawdę potrzebuje lekarstwa na opozycję. Jeśli AD nie będzie wiedział, jak wydostać się z elitarnej bańki, jeśli nie będzie wiedział, jak rozwiązywać codzienne problemy, prędzej czy później będziemy mieli rząd Chegi.
observador