Czy mówienie o inwazji migrantów jest przesadą?

Kilka dni temu João Marques de Almeida napisał o prezydencie Republiki Portugalii, że „w kwestii imigracji nie liczą się liczby; liczą się «narracje» w mediach ”. W jednym prostym zdaniu podsumował całą politykę prowadzoną przez większość europejskich (a także amerykańskich) elit w ciągu ostatnich pięciu dekad: liczy się nie bycie , ale pozory . Liczy się nie rozum, ale patos, o którym wspomniałem w poprzednim tekście – pierwszej części mojej refleksji na temat imigracji – czyli uczucia. To polityka „dobrych uczuć”, „sondaży popularności”. Ale w rzeczywistości: liczby mają znaczenie. Niedawno prezydent USA Donald Trump oświadczył, że Europa musi się obudzić i zająć „ straszną inwazją imigrantów, która niszczy Europę ”. Kiedy Trump mówi o „inwazji migracyjnej”, nie ma na myśli na przykład imigracji Europejczyków do Stanów Zjednoczonych ani Amerykanów do Europy. Odnosi się raczej do imigracji pozaeuropejskiej – a dokładniej pozazachodniej – często pochodzącej z tak zwanego Trzeciego Świata. Innymi słowy, do napływu ludności spoza cywilizacji zachodniej, często muzułmańskiej, która emigruje zarówno do Europy, jak i do Stanów Zjednoczonych.
Ale czy termin „inwazja” jest właściwy? Czy liczby są tak wysokie, że uzasadniają użycie tak mocnego słowa? Jeśli istnieje mantra powtarzana do znudzenia przez niektóre europejskie elity – tych, którzy pracują w Brukseli, noszą garnitury Armaniego i zarabiają miesięcznie 30 000 euro – to jest nią stwierdzenie, że Europa zawsze była krajem imigracji, naturalnie otwartym dla ludzi z całego świata. Zgodnie z tą narracją, kontynent europejski zawsze był przestrzenią spotkań, krzyżowania się ras i wielokulturowego społeczeństwa. „ Islam jest religią europejską ” – mówią niektórzy. „ Bez Arabów Europejczycy nadal żyliby w średniowieczu ” – twierdzą inni (ci, którzy mają bujną wyobraźnię, problemy psychiczne, a może jedno i drugie). Zatem każdy, kto wyraża zaniepokojenie obecnym wysokim poziomem imigracji, jest niemal automatycznie nazywany ksenofobem, rasistą lub islamofobem. Ale czy tak jest naprawdę? Czy nie ma w tym trochę prawdy, gdy mówimy o absurdalnej liczbie imigrantów?
Odpowiedź na to pytanie bez statystyk jest niemożliwa. Jednym z błędów popełnianych przez wielu prawicowców jest brak głębszego wniknięcia w temat za pomocą oficjalnych statystyk. Jeśli chodzi o lewicę, podawanie liczb nie wchodzi w grę – statystyki należy uciszyć, a rzeczywistość, jak widać, jest dla niektórych rasistowska… Jednak bardziej niż kiedykolwiek konieczne jest uzyskanie ogólnego obrazu zjawiska, które – a wyniki wyborów to pokazują – zaniepokoiło mieszkańców Zachodu, zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Podczas gdy w niektórych krajach – a Portugalia jest dobrym przykładem – statystyki są bardzo niejasne, w innych tak nie jest. Co więcej, wiele oficjalnych danych z instytucji państwowych miesza imigrację wewnątrzunijną, wewnątrzeuropejską z imigracją z tak zwanych krajów Trzeciego Świata, co jeszcze bardziej utrudnia analizę problemu. Otwiera to drzwi wszelkiego rodzaju urojeniom: na przykład na prawicy panuje przekonanie, że 30 lub 40% mieszkańców Unii Europejskiej to muzułmanie – liczba, którą wielokrotnie czytałem w komentarzach i która jest całkowicie fałszywa; lub po lewej, ciągłe powtarzanie, że cudzoziemcy spoza Europy stanowią zaledwie 1 lub 2% populacji UE – statystyka, którą słyszymy od 40 lat, jakby liczba osób przybywających spoza Europy nigdy nie wzrosła, jakby w tej populacji było tyle samo urodzeń, co zgonów i tyle samo wjazdów, co wyjazdów. Żadne z tych stanowisk nie jest poprawne. Dlatego proponuję przyjrzeć się liczbom – przynajmniej tym oficjalnym.
Zacznijmy od Unii Europejskiej. W 2024 roku było 29 milionów obywateli spoza UE. Europejczycy w UE, stanowiący 6,4% z 449,3 mln obywateli UE ( źródło ). W 2023 r. kraje UE przyznały 5,1 mln zezwoleń na pobyt obywatelom państw trzecich, czyli państw niebędących członkami UE ( źródło ). W tym samym roku w Unii było 25,1 mln ważnych zezwoleń na pobyt (wliczając przedłużenia z lat poprzednich – źródło ). W 2024 r. liczba ta przekroczyła 28 mln. Większość osób, które skorzystały z tych zezwoleń, pochodziła z Maroka, Turcji i Ukrainy – tej ostatniej, kraju europejskiego, który nie jest częścią UE ( źródło ). Jednak inne narodowości również mają znaczącą obecność, takie jak Algierczycy, Tunezyjczycy, Kongijczycy, Nigeryjczycy, Pakistańczycy i Afgańczycy ( źródło ; źródło ).
Od 2015 r., roku kryzysu uchodźczego w Syrii, średnio od 2,6 do 4 milionów osób wjechało do Unii Europejskiej spoza UE: 2,6 miliona w 2015 r.; 3 miliony w 2019 r.; 3,7 miliona w 2023 r.; i około 4 milionów w 2024 r. ( źródło ). Nielegalna imigracja stale rosła przez ostatnią dekadę, z niewielkim spadkiem w 2024 r.: w tym roku około 239 000 osób wjechało nielegalnie do UE, według Frontexu, podczas gdy w roku poprzednim liczba ta była znacznie wyższa i osiągnęła 385 000 ( źródło ). Militaryzacja granic w Polsce i Finlandii utrudniła dostęp nielegalnym migrantom ekonomicznym i może wyjaśniać ten spadek, jak również coraz bardziej rygorystyczną politykę, taką jak ta w Grecji.
Według Eurostatu (dane z 1 stycznia 2024 r.) 44,7 mln osób mieszkających w UE urodziło się poza nią ( źródło ). Liczba ta obejmuje różne profile: osoby, które zachowały obywatelstwo kraju pochodzenia bez uzyskania obywatelstwa kraju UE (np. Syryjczycy, Marokańczycy, Turcy, Kongijczycy); osoby urodzone poza UE, ale które później uzyskały obywatelstwo państwa członkowskiego (np. obywatel Indii, który staje się Portugalczykiem); a nawet osoby urodzone w krajach europejskich, które dopiero później przystąpiły do Unii Europejskiej, jak np. Rumun urodzony w 1990 r. Ta łączna liczba 44,7 mln oznacza wzrost o 2,3 mln w porównaniu z rokiem 2023.
Dane te nie mówią nam jednak na przykład, ilu nie-Europejczyków – osób o pochodzeniu pozaeuropejskim – imigruje do Europy (w najszerszym znaczeniu tego słowa), ani ile osób pochodzenia pozaeuropejskiego (drugiego, trzeciego lub czwartego pokolenia) mieszka w Europie. Dopiero wtedy możemy uzyskać pełniejsze zrozumienie rzeczywistej skali imigracji osób nieeuropejskich na kontynent. Wierzę, że krótka „ podróż ” po głównych krajach europejskich pozwoli nam lepiej zrozumieć skalę tego zjawiska.
Zacznijmy od Francji, jednego z krajów, który przyjął najwięcej imigrantów spoza Europy. INSEE (Francuski Narodowy Instytut Statystyki i Studiów Ekonomicznych) oszacował, że do 2023 roku będzie 7,3 miliona imigrantów (10,7% populacji), z czego 2,5 miliona uzyska obywatelstwo francuskie, a 5,6 miliona będzie obcokrajowcami ( źródło ). Rzeczywiste liczby mogą być jednak znacznie wyższe. Cztery lata temu André Posokhow, ekspert ds. kosztów imigracji we Francji, opublikował książkę, która wywołała pewne kontrowersje: „Immigration, l'Épreuve des Chiffres” (Imigracja, l'Épreuve des Chiffres), w której oszacował, że jest około 16 milionów obywateli zagranicznych lub obywateli obcego pochodzenia (wliczając drugie pokolenia). Z tej liczby 5,5 miliona będzie pochodzenia europejskiego, a 11,3 miliona nieeuropejskiego. Oznacza to, że 25% populacji Francji to obcokrajowcy lub osoby o bezpośrednim pochodzeniu zagranicznym, a 16,6% populacji Francji nie pochodzi z Europy. Nie obejmuje to trzeciego, czwartego i piątego pokolenia.
Dla zobrazowania, w 1950 roku osoby spoza Europy stanowiły mniej niż 1% populacji Francji. W 1975 roku największą mniejszością zagraniczną we Francji byli Europejczycy: Portugalczycy, liczący 759 000 osób, stanowili 22% populacji zagranicznej, znacznie przewyższając ówczesną populację osób spoza Europy ( źródło ). W rzeczywistości, chociaż Francja stała się krajem imigracji w XIX wieku, początkowo przybywali tam głównie Polacy, Hiszpanie i Włosi. Dopiero od lat 80. XX wieku nastąpiła wyraźna zmiana w imigracji.
A co z innymi krajami europejskimi? Sytuacja jest podobna, ze wzrostem liczby imigrantów, zwłaszcza od lat 80. XX wieku. W 1972 roku 9,2% populacji Holandii stanowiły osoby pochodzenia obcego; 46 lat później, w 2018 roku, osoby pochodzenia obcego stanowiły 23,1% ogółu ( źródło ). Według ekspertki ds. demografii Michèle Tribalat ( źródło ), co najmniej dwie trzecie z nich będzie pochodzić spoza Europy. Oznacza to, że około 15% populacji Holandii pochodzi spoza Europy. W tym tempie rdzenni Holendrzy będą stanowić mniejszość w Holandii do 2100 roku.
Austria doświadczyła kilku fal imigracji w okresie po II wojnie światowej. Początkowo przybysze byli głównie Europejczykami uciekającymi przed reżimem komunistycznym: 180 000 Węgrów w 1956 r.; 162 000 Czechów w 1968 r.; i 33 000 Polaków w 1981 r. W 2019 r. około 16,2% ludności Austrii było urodzonych za granicą ( źródło ), a 22,8% populacji miało pochodzenie zagraniczne ( źródło ). Spośród 16,2% urodzonych za granicą, 61% było poza Europą, pochodzącymi głównie z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki ( źródło ). Populacja muzułmańska wynosiła 700 000 w 2019 r., podwajając się między 2001 a 2016 r. ( źródło ), a według austriackich demografów muzułmanie mogą stanowić do 30% ludności Austrii do 2046 r. ( źródło ). Jeśli prognozy okażą się prawidłowe, przed rokiem 2100 rdzenni Austriacy będą mniejszością.
Dania nigdy nie była krajem imigracyjnym aż do początku XXI wieku. Wcześniej była przede wszystkim krajem emigracyjnym. Od XXI wieku imigracja do Danii zaczęła rosnąć. W 2019 roku w tym kraju nordyckim mieszkało 612 000 osób urodzonych za granicą ( źródło ), z których 353 000 urodziło się poza Europą, a około 156 000 urodziło się w Danii, ale ich rodzice urodzili się poza Europą ( źródło ). W całkowitej populacji 5,8 miliona osób stanowi to 8,8%. Populacja muzułmańska stanowiła 5,4% w 2019 roku i szacuje się, że do 2050 roku osiągnie od 8% do 16%, według statystyk Pew Research Center — jeśli utrzymana zostanie obecna silna polityka kontroli granic ( źródło ).
Szwecja jest doskonałym przykładem problemów spowodowanych niekontrolowaną imigracją pozaeuropejską i teraz stara się reagować (czy jest za późno?) na skalę imigracji w kraju. W 1950 roku Szwecja liczyła około 7 milionów mieszkańców, z czego 197 000 było urodzonych za granicą, głównie Europejczyków ( źródło ). Do 2017 roku z populacji wynoszącej 10 milionów, populacja urodzona za granicą osiągnęła 1,8 miliona, prawie 20% populacji kraju ( źródło ). W tym samym roku, jeśli uwzględnimy osoby urodzone poza Europą i ich dzieci, około 17,3% populacji miało pochodzenie pozaeuropejskie ( źródło ). Dla zobrazowania, w 2015 roku 34,3% dzieci w wieku od 0 do 17 lat urodziło się poza Europą lub urodziło się w Szwecji, a ich rodzice (lub przynajmniej jeden z rodziców) urodzili się poza Europą. Znaczna część z nich pochodzi z Bliskiego Wschodu, Afryki, a także Dalekiego Wschodu ( źródło ). Niektórzy demografowie twierdzą, że w Szwecji, gdzie w 1980 r. odsetek osób pochodzenia pozaeuropejskiego wynosił mniej niż 1%, do 2070 r. rdzenna ludność może stać się mniejszością ( źródło ).
W Wielkiej Brytanii debata na temat imigracji staje się coraz bardziej zacięta i nie mija miesiąca, żeby rdzenni Anglicy nie wychodzili na ulice, by zaprotestować przeciwko temu, co nazywają „polityką otwartych drzwi”. Będąc od wieków krajem emigracji, w drugiej połowie XIX wieku zaczęła przyjmować imigrantów z reszty Europy, a od lat 50. XX wieku – imigrantów z krajów Wspólnoty Narodów . W latach 1997–2010 Wielka Brytania przyjęła 2,2 miliona imigrantów, z których ponad połowa pochodziła z krajów Wspólnoty Narodów, takich jak Indie i Pakistan ( źródło ). Od 1996 roku imigracja spoza Europy rośnie: około 129 000 w 1998 roku, do 232 000 w 2018 roku, głównie z Afryki, subkontynentu indyjskiego i Bliskiego Wschodu.
W kraju liczącym około 66 milionów mieszkańców, 9,4 miliona urodziło się za granicą. Z tej liczby 3,7 miliona urodziło się w Europie, a 5,7 miliona poza nią ( źródło ). Z tych 5,7 miliona zdecydowana większość pochodzi z krajów spoza zachodniej przestrzeni cywilizacyjnej. W Wielkiej Brytanii istnieją statystyki „rasowe”, które pozwalają nam zrozumieć znaczenie imigracji pozaeuropejskiej do kraju, a także wiele mówią nam o reszcie Europy Zachodniej. Obecnie biali stanowią 73,3% populacji wyspy – w porównaniu z 99% pod koniec lat 40. XX wieku – ale w przyszłości sytuacja się zmieni. Statystyki te zostały opublikowane w badaniu, które wywołało wiele dyskusji na Wyspach Brytyjskich, przeprowadzonym przez dziesiątki naukowców i badaczy demograficznych, którzy wskazują na rok 2063 jako moment, w którym biali ludzie (jak termin ten został użyty w badaniu) – zamieszkujący Wyspy Brytyjskie od tysięcy, jeśli nie dziesiątek tysięcy lat – staną się mniejszością. Według tego samego badania w roku 2100 biali ludzie będą stanowić zaledwie 33,7% populacji ( źródło ).
I to samo dotyczy innych krajów… W Belgii w 2018 r. 16,7% populacji urodziło się za granicą, a w 2016 r. połowę wszystkich wniosków o obywatelstwo belgijskie złożyli ludzie pochodzenia tureckiego i marokańskiego ( źródło ). Przewiduje się, że na długo przed rokiem 2100 rdzenni Belgowie staną się mniejszością w porównaniu z osobami spoza Europy we własnym kraju, co skłoniło dziennikarza gazety Jeune Afrique do stwierdzenia – cytującego marokańskiego taksówkarza – że „ Belgia skończy jako kraj arabski ” ( źródło ), odnosząc się do islamistycznej mentalności belgijskiej młodzieży pochodzenia maghrebskiego i arabskiego. Jeśli chodzi o Niemcy, kraj, który do lat 80. przyjmował głównie imigrantów z Europy, sytuacja uległa głębokiej zmianie. Kryzys uchodźczy z 2015 r. znacząco zmienił skład demograficzny kraju. W 2018 roku spośród 82 milionów mieszkańców 13 milionów urodziło się za granicą, z czego 7,7 miliona pochodziło spoza UE, głównie z Bliskiego Wschodu, Dalekiego Wschodu i Afryki ( źródło ). Zjawisko to narasta i występuje we wszystkich krajach europejskich.
Nie tylko napływ imigrantów zwiększa liczbę ludności pochodzenia pozaeuropejskiego, ale także wskaźnik urodzeń, który znacznie przewyższa wskaźnik urodzeń rdzennych mieszkańców Europy. Zatem, według oficjalnych danych Francuskiego Instytutu Demograficznego, kobiety pochodzenia pozaeuropejskiego mają znacznie wyższy wskaźnik urodzeń niż kobiety pochodzenia francuskiego (lub europejskiego, jak kto woli): 3,3 dla kobiet z Afryki Subsaharyjskiej, około 2,4 dla kobiet z Maghrebu, w porównaniu do 1,8 dla Europejek mieszkających we Francji ( źródło ).
Statystyki poszczególnych krajów pokazują nam, że wbrew twierdzeniom niektórych elit intelektualnych i mediów, zjawisko imigracji pozaeuropejskiej do Europy jest stosunkowo nowe i zyskało na znaczeniu, stając się jednym z problemów najbardziej nurtujących rdzennych Europejczyków. Pozostaje nam zadać sobie pytanie: skoro nawet w latach 70. kraje europejskie były skrajnie jednorodne, czy oznacza to, że Europa nie była kontynentem otwartym na migrację ludności z całego świata w przeszłości?
Europa rzeczywiście była krajem migracji. Neandertalczycy przybyli do Europy co najmniej 400 000 lat temu, a Homo sapiens co najmniej 45 000 do 50 000 lat temu. Od czasu przybycia pierwszych ludzi z gatunku sapiens, Europa przyjęła populacje z Azji, Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Ale co z ostatnimi 10 000 lat? Wtedy scenariusz zmienia się diametralnie.
Ostatnie duże migracje spoza Europy datowane są na około 7000 r. p.n.e. wraz z przybyciem ludności z Żyznego Półksiężyca – aktywiści Lewicy, bądźcie spokojni: nie byli to Palestyńczycy ani nawet Arabowie – przynosząc ze sobą rolnictwo. W tamtym czasie, według najnowszych badań, w Europie istniały trzy główne grupy genetyczne: WHG (Zachodni Łowcy-Zbieracze), rdzenna ludność kontynentu, obecna w Europie od co najmniej 45 000 lat – łowcy-zbieracze o ciemnej skórze i jasnych oczach (niebieskich i zielonych); rolnicy z Anatolii, którzy przybyli około 7000 r. p.n.e. – o jasnej karnacji, ale ciemnych włosach i oczach – którzy byli odpowiedzialni za wprowadzenie rolnictwa; oraz Jamnaja, czyli Indoeuropejczycy, lud koczowniczych jeźdźców ze stepów Ukrainy, wysocy, o jasnej karnacji, jasnych włosach i oczach.
Ten ostatni zaczął, od 3500 r. p.n.e., rozprzestrzeniać się po całej Europie, a także w niektórych regionach Azji (aż po Indie – stąd nazwa, którą im nadaliśmy). Ten hipotetyczny lud przyniósł ze sobą język: praindoeuropejski ( PIE ), który na przestrzeni wieków podzielił się na kilka gałęzi: pragermańską, protoceltycką, protoalbańską, protołacińską, protohelleńską, protosłowiańską i inne. Obecnie prawie wszystkie języki używane w Europie wywodzą się z tego wspólnego języka. Oprócz języka, Indoeuropejczycy rozpowszechnili swoje zwyczaje, światopogląd, bogów, prawa, wojowniczy styl życia i klasy wojskowe – to, co Georges Dumézil nazwał „społeczeństwem trójdzielnym”: oratores (ci, którzy się modlą), bellatores (ci, którzy walczą), laboratores (ci, którzy wytwarzają). Tysiące lat później ta struktura społeczna miała pozostać widoczna w trzech porządkach społeczeństwa średniowiecznego.
Później, kolonie greckie i podboje rzymskie rozprzestrzeniły ludność helleńską i łacińską po Europie, przynosząc ze sobą grecki rozum, prawo rzymskie, architekturę grecko-rzymską i inne elementy. Wielkie najazdy germańskie w IV, V i VI wieku miały podobny skutek: ludy pochodzenia germańskiego rozprzestrzeniły się po kontynencie, przynosząc ze sobą ideę FreiManna , wolnego człowieka noszącego broń, która stała się początkiem średniowiecznych rycerzy – postaci, które tak często wypełniały nasze dziecięce marzenia. Grecy, Latynosi, Celtowie i Germanie byli narodami europejskimi i, bez wyjątku, mieli wspólne indoeuropejskie korzenie. To kluczowy punkt dla dalszych rozważań.
Mistrzowskie studium „Histoire des Populations Européennes ” demografa Jacques’a Dupâquiera (opracowane we współpracy z ponad 35 demografami i historykami) dowodzi, że zdecydowana większość ruchów migracyjnych w Europie miała zasadniczo charakter wewnątrzeuropejski. A co z Hunami, Arabami, Turkami i Persami?
Rzeczywiście, w IV i V wieku miały miejsce najazdy militarne prowadzone przez ludy indoirańskie (późną gałąź plemion indoeuropejskich), takie jak Alemanowie i Scytowie, a także przez azjatyckie ludy turecko-mongolskie, takie jak Hunowie. Później nastąpiły najazdy militarne Arabów i Turków. Jednakże badania historyczne, językoznawcze i etnologiczne wykazały, że zarówno z perspektywy językowej, jak i religijnej oraz kulturowej, wpływ tych ludów na Europę był znikomy. Wyjaśnienie jest proste: Hunowie, Alemanowie, Scytowie i inne grupy nie dążyły do kolonizacji – przybywały, by rabować i odchodziły, zabierając ze sobą ludność cywilną. Ten sam schemat powtórzył się wieki później z Mongołami. Jeśli chodzi o Arabów i Turków, nie doszło do masowej migracji ludności cywilnej do Europy. To, co miało miejsce, to przede wszystkim proces islamizacji ludności europejskiej poprzez status dhimmi , który skłonił chrześcijan i Żydów do konwersji w celu uniknięcia ucisku pod rządami muzułmańskimi. Islam stopniowo zniknął z większości Europy wraz z rekonkwistą terytoriów wcześniej zislamizowanych – z wyjątkiem dzisiejszej Bośni, Albanii i Kosowa. Ludność Maghrebu i Arabów zamieszkująca Półwysep Iberyjski – muzułmanie lub konwertyci, tzw. Moryskowie – została wypędzona między 1503 a 1609 rokiem. Innymi słowy, Europejczycy zawsze stawiali opór próbom okupacji przez ludy pozaeuropejskie. To stały element naszej długiej historii.
Jeśli chcemy pójść dalej, możemy odwołać się do pracy „Histoire de la population française” (wydania PUF, 4 tomy, 1988), również autorstwa Jacques’a Dupâquiera, która dowodzi, że przez ponad 5000 lat populacja francuska – składająca się z łowców-zbieraczy i Indoeuropejczyków – zmieniała się bardzo nieznacznie: zaledwie kilka procent na przestrzeni wieków. Wszystkie przemiany demograficzne w tym okresie miały w przeważającej mierze pochodzenie wewnątrzeuropejskie. Tę wersję potwierdzają niedawne badania genetyczne, które wywołały szeroką debatę we Francji, ujawniając, że przodkowie rdzennych Francuzów zamieszkiwali terytorium dzisiejszej Francji już tysiące lat temu, pozostając niezmienionymi od co najmniej 5000 lat ( źródło )! A według paleogenetyków to samo dotyczy innych narodów europejskich, zawsze w oparciu o badania genetyczne.
Krótko mówiąc : migracje indoeuropejskie/jamneńskie były ostatnimi dużymi ruchami ludności, które znacząco zmieniły europejską demografię. Od tego czasu elementy takie jak chrześcijaństwo, monogamiczne małżeństwo narzucone przez Kościół katolicki, wspomniany grecki rozum (i grecka nauka), prawo rzymskie i ideał odbudowy Cesarstwa Rzymskiego stanowiły prawdziwy cement cywilizacyjny, który ostatecznie wytworzył silną jednorodność kulturową w Europie – w przeciwieństwie do innych regionów świata, gdzie sąsiednie narody różnią się zasadniczo pod niemal każdym względem. Europejczycy – zarówno ci na kontynencie, jak i ci w Stanach Zjednoczonych – dzielą jedną, solidną i strukturalną cywilizację, która głęboko ukształtowała sposób myślenia współczesnych Europejczyków. Ta jednorodność cywilizacyjna , po raz pierwszy od wielu stuleci (a może nawet tysiącleci), jest kwestionowana przez masowy napływ ludności z innych cywilizacji, których kultury, style życia, tradycje, zwyczaje i religia (jedna w szczególności) mogą głęboko odmienić oblicze naszej cywilizacji. Prawdziwa antropologiczna i cywilizacyjna rewolucja – z konsekwencjami, które mogą być bardzo poważne.
Czy zatem , jak twierdzą niektórzy, zwłaszcza prawicowi politycy, nadchodzi migracyjne tsunami ? Odpowiedź André Posokhowa przez telefon była kategoryczna: jeszcze nie, ale nadejdzie, jeśli nic się nie zmieni. W rzeczywistości, według André Posokhowa, jeśli do UE co roku przybywa od 2 do 3 milionów imigrantów spoza Europy, nie możemy jeszcze mówić o inwazji . Wręcz przeciwnie, były europoseł Jean-Yves Le Gallou otwarcie mówi o „ migracyjnym tsunami ” nadchodzącym z Trzeciego Świata. Co może się wydarzyć w najbliższej przyszłości? W swojej książce „The Scramble for Europe ” amerykański dziennikarz Stephen Smith argumentuje, że biorąc pod uwagę utrzymujące się zacofanie Afryki, Europa mogłaby przyjąć ponad 100 milionów Afrykanów do 2050 roku, stwierdzając, że „ Europa się zafrykanizuje ” ( źródło ).
Czy Stephen Smith nie jest nieco alarmistyczny? Prawdopodobnie. Jednak z roku na rok imigracja i wysoki wskaźnik urodzeń ludności z Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji powodują, że odsetek osób spoza Europy rośnie wykładniczo z każdą dekadą, a wraz z tym wzrostem pojawiają się małe narody coraz bardziej wrogo nastawione do wartości cywilizacji zachodniej. Jak będzie wyglądać Europa w 2050 i 2100 roku? Wiedząc, że drugie, trzecie, a nawet czwarte pokolenie asymiluje się jeszcze mniej niż ich rodzice i dziadkowie, a wielu młodszych pokoleń Maghrebu, Afryki Subsaharyjskiej i Arabów wykazuje coraz silniejsze oznaki radykalizacji religijnej, a także narastającą nienawiść do Zachodu – jeśli nie konkretnie nienawiść do białych – jaka będzie przyszłość rdzennych Europejczyków? Jakie będą średnio- i długoterminowe konsekwencje tej imigracji, która naruszyła tysiącletnią stabilność Europy? Jak możemy wyobrazić sobie prosperującą, demokratyczną i tolerancyjną Europę w przyszłości, w której rdzenni Europejczycy stanowią mniejszość na własnym kontynencie? Jak możemy wyobrazić sobie Europę złożoną z demokratycznych narodów, skoro radykalizacja części populacji muzułmańskiej stała się źródłem narastającego niepokoju – a służby wywiadowcze i dowódcy wojskowi z całego kontynentu wydają ostrzeżenia? Podczas gdy na całym Zachodzie rdzenni Europejczycy (i Euroamerykanie) zaczynają wykazywać oznaki niezadowolenia, nasze elity nie tylko pozostają bierne, ale wręcz starają się stłumić wszelkie nastroje buntu.
Co gorsza, w niektórych przypadkach pogarszają sytuację, jak to miało miejsce w przypadku sędziów francuskiego Krajowego Sądu Azylowego , którzy zezwolili około dwóm milionom mieszkańców Gazy na szukanie schronienia we Francji. Według dyrektora Francuskiego Obserwatorium Imigracji , Nicolasa Pouvreau-Montiego, prawa wydane przez niektórych francuskich sędziów mogłyby prawnie zmusić Francję do przyjęcia około 580 milionów uchodźców — liczby osiem razy większej niż obecna populacja kraju ( źródło ). Jakie byłyby konsekwencje, gdyby 580 milionów ludzi faktycznie zdecydowało się osiedlić we Francji? Zdecydowanie załamanie… I co mogłoby się wtedy stać z resztą Europy?
Zachodnie elity polityczne poniosły porażkę. Nie podjęły działań, póki jeszcze był na to czas, a teraz niepokoją się gwałtownymi reakcjami, które zaczęły pojawiać się w całej Europie. Europejscy przywódcy zrobiliby lepiej, gdyby posłuchali i przeczytali Enocha Powella, który sześćdziesiąt lat temu ostrzegał nas przed przyszłymi skutkami imigracji. Zamiast tego postanowili go zaatakować, stygmatyzować i zrujnować jego karierę. Co gorsza, zaniedbali to, co uważał za istotę prawdziwego męża stanu:
Najważniejszą misją męża stanu jest ochrona społeczeństwa przed nadchodzącym złem. W tym przedsięwzięciu napotyka on przeszkody głęboko zakorzenione w ludzkiej naturze. Najważniejszą z nich jest oczywiście fakt, że nie da się udowodnić istnienia zagrożenia, zanim się zmaterializuje. (W książce Rivers of Blood Speech , Enoch Powell, 1968).
observador