Franciszek Ferdynand: Bez wytchnienia

W piątkowy wieczór, gdy zbliża się finał tegorocznej edycji festiwalu Cap Roig, zespół Franz Ferdinand powitał szkocki zespół, nazwany na cześć zamordowanego austriackiego arcyksięcia. Szkocki zespół, nazwany imieniem zamordowanego arcyksięcia, dał energiczny występ w ogrodach, w których odbywało się wydarzenie. Według organizatorów, około 1500 widzów pojawiło się na scenie doświadczonego zespołu, którego pierwszy udany album ukazał się w 2004 roku. Oczywiście od tego czasu wiele się wydarzyło. Obecnie w zespole pozostali jedynie oryginalni członkowie: Alex Kapranos (wokal, gitara) i basista Bob Hardy. Skład, który odwiedził Baix Empordà, uzupełnili Dino Bardot (gitara), Julian Corrie (klawisze) i Audrey Tait na perkusji. W styczniu – po siedmiu latach bez albumu studyjnego – Franz Ferdinand wydał swój szósty album, wysoko oceniony „The Human Fear”.
Przeczytaj także Na festiwal Cap Roig sprzedano już ponad 75% biletów przed jego rozpoczęciem w najbliższą niedzielę. Awangarda
Z krzywą ramą z tyłu sceny, przywodzącą na myśl awangardowe grafiki, których używali na okładkach niektórych swoich utworów, kwintet otworzył wieczór utworem „The Dark of the Matinée ”, utworem, który, nawiasem mówiąc, nie stracił ani krzty uroku ponad dwadzieścia lat później. Był to pierwszy epizod występu, który nadal szerzył radość wśród już nieco zmęczonej publiczności: widzów, którzy, podążając za radą piosenkarza, szybko odstąpili od etykiety, podążając za koncertem na stojąco, śpiewając i tańcząc na widowni. Koncert oscylował głównie między utworami z „The Human Fear” a podsumowaniami z debiutanckiego albumu, tworząc w ten sposób inteligentną równowagę między logiczną nostalgią a obroną nowego materiału, który idealnie wpisywał się w scenariusz nieustannego występu.
Komunikacja między artystami i publicznością była znakomita, wręcz epicka, nawet w przypadku utworu „Take me out”, w którym dominują partie gitarowe.Z postpunkowym duchem i niezwykłą umiejętnością operowania trzonem zespołu, Franz Ferdinand opiera się zasadniczo na ogromnej charyzmie i scenicznej prezencji swojego lidera, eleganckiego Kapranosa. Muzyk grał na buzuki w utworze „Black Eyelashes ”, utworze z nowego albumu, w którym zdaje się oddawać hołd swoim greckim przodkom i który, z tego co widziałem, przywodził na myśl coś w rodzaju Mediterranean Pogues. Wśród reszty nowego materiału w programie, fortepianowe detale wyróżniały się w utworach takich jak „Night or Day” i „The Doctor” , które zaczęli rozplątywać z pewną tajemniczą otoczką, a także w bardzo wszechstronnym „Audacious” na początku bisu.
Przeczytaj także „Miłośnicy wina”, czyli jak wino brzmi w połączeniu z soulem, reggae i bossa Yaiza Saiz
Jeśli chodzi o bardziej dopracowany śpiewnik, hity nie przestawały napływać. Komunikacja między artystami a publicznością była niesamowita, wręcz epicka, nawet w przypadku gitarowego „Take Me Out ”, w podobnym tonie, co miało miejsce kilka minut wcześniej w zdrowo pierwotnym „Michael” . Oprócz radosnego tańca w „Stand on the Horizon ”, cudownie było również zmierzyć się z nieokiełznanym wspólnym śpiewem w utworach takich jak „Walk Away ” (który stał się niemal ogniskiem ) i „Do You Want To ”. Dramatyczna aura otaczająca początek „Jacqueline” również miała wpływ. Wieczór zakończył się cudownie nieokiełznanym „This Fire” i tymi wersami o charakterze credo, które brzmią: „ Ten ogień wymknął się spod kontroli / Spalę to miasto ”. Szkoda, biorąc pod uwagę burzę, która szaleje ostatnio w różnych częściach Półwyspu Iberyjskiego.
lavanguardia