Głęboka ironia skandalu Epsteina w końcu wraca do domu

Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najciekawsze analizy, krytykę i porady.
Kuszące jest, by zbagatelizować ostatnie, napięte do granic możliwości, wydarzenia w sposobie, w jaki administracja Trumpa radzi sobie z „aktami” Jeffreya Epsteina, uznając je za teatr schadenfreude. Jednak historia ta ilustruje również, jak Donald Trump i jego poplecznicy konsolidują władzę – i co się dzieje, gdy nie potrafią dotrzymać pustych obietnic. Przez lata Trump i jego sojusznicy wykorzystywali sprawę Epsteina jako broń, by wzniecić gniew na rząd, a następnie wykorzystać ten gniew, by odzyskać Biały Dom i rozpocząć nowe ataki na demokrację i prawa obywatelskie.
Teraz gniew zwrócił się w swoją stronę, gdyż wierni fani MAGA zdali sobie sprawę, że to wszystko było tylko próbą odwrócenia uwagi.
W tym odcinku Amicus, Dahlia Lithwick rozmawiała z Mayą Wiley, prezeską i dyrektor generalną Leadership Conference on Civil and Human Rights, o cynicznym wykorzystaniu przez prezydenta kontrowersji wokół sprawy Epsteina i o negatywnych reakcjach, z jakimi się spotyka, gdy nie jest w stanie sprostać zadaniu. Ich rozmowa została zredagowana i skrócona dla większej przejrzystości.
Dahlia Lithwick: Pomiędzy Mike'iem Johnsonem uciszającym Kongres a Trumpem wysyłającym zastępcę prokuratora generalnego na rozmowę ze skazaną za handel ludźmi w celach seksualnych i wyjawieniem jej wiedzy, naprawdę wygląda na to, że zarówno Departament Sprawiedliwości, jak i republikański Kongres osiągnęli nowy, przerażający poziom, wykonując po prostu pracę prywatnej kancelarii prawnej Donalda Trumpa.
Maya Wiley: Chodzi zasadniczo o ochronę władzy z wykluczeniem ludzi. Sednem historii Jeffreya Epsteina jest kwestia odpowiedzialności i przejrzystości. Ponieważ prywatność ofiar powinna być chroniona; powinny być szanowane i otoczone opieką. A nasz system wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych powinien to zapewniać. Dlatego utajniliśmy protokoły z rozpraw wielkiej ławy przysięgłych. A zatem u podstaw tego wszystkiego leży niewiarygodne nadużycie władzy – wysoki rangą urzędnik Departamentu Sprawiedliwości wykonuje osobiste polecenia prezydenta wobec osoby skazanej za bardzo poważne przestępstwa.
Drugą stroną medalu jest jednak to, jak w ogóle do tego doszło. Rozpowszechnili kłamstwa i teorie spiskowe na temat państwa głębokiego. Wykorzystują te same teorie spiskowe, by pozbawić nas wszystkich praw i zrobić to bezkarnie, mimo że narusza to obowiązujące prawo, precedensy Sądu Najwyższego, większość w Sądzie Najwyższym jest współwinna, ignoruje uprawnienia Kongresu do uchwalania ustaw i przyznawania funduszy.
Gadanie Trumpa o wszystkich „gwałcicielach” przybywających z zagranicy, o wszystkich ludziach, którzy „kradną” obywatelstwo z urodzenia, o wszystkich oskarżeniach o oszustwa wyborcze i sfałszowane wybory – wszystko to jest wykorzystywane jako broń. I zawsze ma to swoje korzenie w teorii spiskowej, że „oni” właśnie to zrobią. I to usprawiedliwia wszystkie działania, które doprowadzą do końca praw obywatelskich. Ale to dziwny przypadek, w którym spisek w rzeczywistości wraca do domu.
To ognisko, które rozpalili Trump i jego poplecznicy. I nie chodzi tylko o Trumpa. To trumpizm. Istnieje całe ekstremistyczne skrzydło ideologiczne, które rozsiewa teorie spiskowe na temat czarnoskórych, latynoskich imigrantów, a czasem konkretnie meksykańskich imigrantów. Istnieje bardzo niebezpieczne podłoże dla części bazy, która celowo napędza teorie spiskowe o głębokim państwie, o „wielkim zastępstwie” i wykorzystuje to do siania strachu przed naszym rządem, a także do siania strachu w obliczu braku faktów. Sugeruje to, że ludzie, którzy doświadczają prawdziwego bólu, są okradani z dóbr. I myślę, że musimy to przyznać, prawda? Istnieją prawdziwe problemy. Mamy nierówności, takie jak korporacje mogące bezkarnie zawłaszczać ludzi, brak miejsc pracy, cholernie wysokie czynsze. Ale ten ekstremizm toruje drogę Trumpowi do prawa wyborczego i imigrantów, nie pomagając ludziom, którzy tego potrzebują.
W ten sposób doszło do sytuacji, w której administracja Trumpa sprowadza białych obywateli RPA i nazywa ich cierpiącymi „uchodźcami”, a wydział ds. praw obywatelskich w Ministerstwie Sprawiedliwości będzie chronić wyłącznie chrześcijan.
Nie tylko ich chronić, ale też ścigać wszystkich innych. Ścigać każdego, kto próbuje głosować. W gruncie rzeczy obserwowaliśmy, jak ta administracja zamienia Wydział Praw Obywatelskich Departamentu Sprawiedliwości – który został utworzony i upoważniony do ochrony i egzekwowania praw obywatelskich – w broń Projektu 2025. Miecz, a nie tarczę. Ta administracja robi to, ponieważ przynosi to korzyści Donaldowi Trumpowi zarówno osobiście, jak i politycznie.
To cecha, a nie błąd, że jeśli po drodze, odbierając prawa pewnym grupom ludzi i przyznając je innym, dyskredytujecie również całe instytucje, tak że nikt nie wierzy w uczciwość wyborów. Nikt nie wierzy, że prokuratorzy Departamentu Sprawiedliwości rzeczywiście wykonują swoją pracę. Nikt nie wierzy, że sądy rejonowe powinny mieć prawo do wydawania nakazów sądowych. Przygotowujecie grunt pod autorytarne przejęcie wszystkich instytucji, bo nic nie działa.
Zgadza się, i o to właśnie chodzi. Chodzi o to, by wbijać kliny między ludzi. A tymi klinami są mniejszości, ludzie, którzy doświadczyli dyskryminacji, ludzie, wobec których istnieją już stereotypy i tropy. Autorytaryzm napędza te podziały. Jest powód, dla którego Donald Trump zaczął od pierwszego dnia od atakowania różnorodności, równości, inkluzywności i dostępności. Jest powód, dla którego, gdy samolot rozbija się i niszczy ponad 60 rodzin, ponieważ ich bliscy zginęli, obwinia osoby z niepełnosprawnościami. Robicie to wszystko, bo w ten sposób mówicie ludziom: Nie martwcie się, że niszczę wszystko wokół was. Proszę was, abyście odwrócili od tego uwagę, żebym mógł skonsolidować swoją władzę bez waszych narzekań – żebyście myśleli, że robię to w służbie wam, podczas gdy w rzeczywistości robię to z egoizmu.
Nie wszyscy, którzy głosowali na Trumpa, są rasistami. Wielu ludzi głosowało na niego, bo chcieli zdestabilizować rząd, który im nie służy. I wierzyli, że to zrobi. Są ludzie, którzy głosowali na niego z tego powodu i którzy myślą sobie: „Czekaj, co?”. Bo to nie do końca to, czego się spodziewali.
