A co, jeśli w końcu zaakceptujesz moc negatywnego myślenia?

Nieustanny optymizm często rymuje się z otępieniem, uważa James Marriott z londyńskiego „Timesa”. Co tydzień „Courrier International” oferuje Państwu felieton, który stawia pytania o naszą współczesną kondycję, czerpiąc z dzieł literackich, naukowych i oczywiście filozoficznych.
Dziś ci, którzy nie zanurzyli się w oceanie optymizmu, często płyną pod prąd współczesnego świata. Zgodnie z dogmatem hasła „Żyj, kochaj, śmiej się” i poradnikami, „porażka to tylko sprytnie zakamuflowany sukces”, „pozytywne nastawienie to klucz do sukcesu”, „życzliwość uszczęśliwia co najmniej dwie osoby” lub „a co, gdyby prawdziwa podróż odbywała się w nas samych?”.
Ale ostatnio sytuacja się odwróciła. Wystarczy spojrzeć na ponury nastrój, który ogarnął Anglię. Badanie opublikowane przez „The Times” wykazało, że większość społeczeństwa martwi się upadkiem kraju i stanem świata. Nie bądźmy jednak zbyt spieszni z potępianiem pesymizmu: chcę bronić swojej osobistej filozofii. Oto więc swego rodzaju manifest zatytułowany „Użyj mocy negatywnego myślenia”.
Popadnięcie w pesymizm niekoniecznie oznacza poddanie się lub poczucie przygnębienia. Optymizm jest chyba najczęściej używaną wymówką dla bezczynności. Zawsze mnie zaskakuje, jak wielu ludzi motywuje pragnienie sławy równie mocno, co strach przed porażką; równie mocno motywuje ich pragnienie osiągnięcia szczytu, co strach przed pochłonięciem przez wzbierającą wodę (rzeczywistą lub wyimaginowaną). Podobnie
Courrier International