Te filmy będą nielegalne w internecie. Wiceminister ujawnia

- Czego nie można pokazać dzieciom w internecie? Jak mówi Michał Gramatyka, dostawcy usług internetowych będą musieli blokować sprzeczne z normami społecznymi i demoralizujące treści.
- - Jak mają wzywać pomocy głuchoniemi? Dlatego pracuję nad tym, by na 112 można było napisać SMS - mówi rozmówca WNP i dodaje, że bez tego Apple nie uruchomi w Polsce ważnej usługi.
- E-voting? - Dzisiaj robienie elektronicznych wyborów to ładowanie się w niepotrzebne niebezpieczeństwa - przyznaje rozmówca WNP i dodaje, że kiedyś był entuzjastą takiego rozwiązania.
- Będzie można "trollować wybory"? - To irracjonalne strachy - ocenia Gramatyka. Sejm pracuje nad zbiórką podpisów pod listami wyborczymi przez mObywatela.
Posypał pan głowę popiołem w sprawie głosowania przez internet.
- Jestem entuzjastą cyfryzacji, ale muszę przyznać, że dzisiaj robienie elektronicznych wyborów to ładowanie się w niepotrzebne niebezpieczeństwa.
Kiedyś był pan zwolennikiem takiej formy. Co pana przekonało?
- Wojna mnie przekonała. To z jednej strony. Z drugiej - frekwencja w wyborach. Kiedy zobaczyłem, że w tradycyjnych wyborach można osiągnąć 75 proc., odpadł jakikolwiek powód do organizowania e-votingu. Widzę też, ile zagrożeń jest w cyberprzestrzeni.
Z fotela ministra widać więcej?
- Tak, dokładnie. Mam na bieżąco wgląd w raporty CERT Polska i myślę, że przy tej liczbie cyberataków, ładowalibyśmy się w niepotrzebne ryzyka przy właściwie zerowym zysku.
Na przykład?
- Na przykład takie, że ktoś nam wybory przejmie albo skompromituje system do głosowania, albo po prostu wytworzy wrażenie, że wybory nie były uczciwe i doprowadzi do ich unieważnienia. Zresztą moim zdaniem nie będziemy w stanie się porozumieć, jak taki system do głosowania miałby wyglądać – problem tajności głosowania przez internet jest na razie nierozwiązywalny.
Ale podpisy pod listami wyborczymi będzie można zbierać elektronicznie.
- Bo ryzyko jest tu nieporównywalnie mniejsze. Zdalnie rozliczamy podatki, składamy pisma w urzędach, dlaczego nie mielibyśmy zdalnie popierać swoich kandydatów w wyborach?
Stworzymy system, który będzie funkcjonował równolegle do tradycyjnego zbierania podpisów – kiedy ustawa wejdzie w życie będziemy mogli udzielać poparcia podpisując się fizycznie na liście, albo elektronicznie. System zbuduje Centralny Ośrodek Informatyki, potem zostanie on przekazany PKW i KBW. Od momentu przekazania kodu źródłowego, COI nie będzie mógł nic w nim zmieniać - taki bezpiecznik wobec zarzutów, że rząd wpływa na wybory.

Na jakim etapie są prace nad tym projektem?
- Ustawa jest po pierwszym czytaniu, pracuje nad nią podkomisja ds. nowelizacji prawa wyborczego. W ubiegłym tygodniu mieliśmy posiedzenie, na którym zrobiliśmy duży krok naprzód. Jesteśmy po konsultacjach z Krajowym Biurem Wyborczym, mamy rozpisane poprawki do oryginalnego projektu. Czekamy na stanowisko rządu.
Jeszcze miesiąc temu mówił pan, że koalicjant mrozi ten projekt.
- Było, minęło. Sprawa ruszyła - to jest ważne.
Mówi pan o systemie, tymczasem przewodniczący podkomisji zapewniał w Polskim Radiu, że podpisy będzie można składać w mObywatelu.
- To się nie wyklucza. Do systemu będzie można się logować różnymi poświadczeniami, mObywatel będzie jedną z możliwości.
A czy będzie można odwołać podpis?
- Jak pani składa podpis fizycznie pod listą kandydata, nie może pani odwołać. Tu będzie tak samo.
Czy przy okazji planowane są usprawnienia związane z papierowymi podpisami? Na przykład: czy będzie można sprawdzić w jakiejś bazie danych, czy ktoś nie złożył za mnie podpisu?
- Nie sądzę. Komitety Wyborcze będą mogły na bieżąco śledzić ile zebrały podpisów - ze zrozumiałych względów taki mechanizm się przyda. Będzie pani też miała podgląd w mObywatelu pod kim się pani podpisała. W myśl polskiego prawa podpisy można składać pod kilkoma kandydatami.
To jeden z problemów, które ujawnił Krzysztof Stanowski – obywatel nie wie, czy ktoś nie złożył podpisu za niego.
- W wersji cyfrowej do zrobienia. Ale w tradycyjnej jak miałoby to wyglądać? Krajowe Biuro Wyborcze musiałoby rejestrować każdy podpis udzielony przez obywatela własnoręcznie, a to jest przecież niemożliwe…
Czyli nadal teoretycznie będzie można kupić skradzioną bazę danych i podrobić podpisy.
- Takie “kupowanie” to przestępstwo. A problemy ze zbieraniem podpisów własnoręcznych częściowo się rozwiążą, dlatego że jak się pojawi możliwość cyfrowa, ludzie zapewne chętnie z niej skorzystają.
Jedyne usprawnienie, które akurat w tej ustawie miałoby dotyczyć analogowych podpisów to możliwość ich oddawania do PKW w kilku transzach, tak by komitety na bieżąco mogły kontrolować, czy już udało im się zebrać wystarczającą liczbę.
A jak kandydaci czy listy wyborcze znajdą się w systemie?
- Aby zarejestrować komitet wyborczy trzeba zebrać tysiąc podpisów. Zostawiłbym ten etap tak, jak jest - analogowo. Po rejestracji komitetu, w systemie pojawi się możliwość cyfrowego zbierania podpisów poparcia.
Kiedy ustawa będzie gotowa?
- Trudno powiedzieć, jeszcze wiele kroków przed nami. Nie ścigam się z nikim, zależy mi na tym, żeby zrobić dobre prawo, a nie żeby było gotowe już teraz, zaraz.
Przeciwko elektronicznej zbiórce popisów było Prawo i Sprawiedliwość. Zarzucano panu, że próbuje wprowadzić elektroniczne głosowanie tylnymi drzwiami.
- Poseł Łukasz Schreiber mówił na komisji raczej o zagrożeniu związanym z kandydatami – celebrytami. Boi się internetowych influencerów, którzy skorzystają z okazji, żeby się promować. Albo, że będzie dużo łatwiej wykreować kandydata, który nazywa się tak samo jak prawdziwy i w ten sposób trollować wybory. Moim zdaniem to dość irracjonalne strachy.
Poza tym PiS to ekipa, która wprowadziła sporo rozwiązań cyfrowych. Zdziwiłbym się, gdyby teraz mieli być przeciw. Jest tam kilku mądrych ludzi, może przekonają resztę.
A podpisów nie powinno być po prostu więcej?
- Nie jest łatwo legalnie zebrać 100 tys. podpisów.
Zrobiła to pani Joanna Senyszyn, która w polityce nie istnieje od dekady.
- Ale jej ugrupowanie istnieje od czasów ABBY.
Pan Maciej Maciak też zebrał.
- Moim zdaniem 100 tysięcy to naprawdę wystarczająca liczba. My złożyliśmy 400 tys.
Stanowski mówił, że złożył cztery miliony. Panu się podoba to, co on robi wokół wyborów
- Bardzo mi się podobają jego rozmowy z kandydatami. Z trzech godzin rozmowy można wreszcie dowiedzieć się, kim jest kandydat. Szymon Hołownia powiedział, że wywiad u Stanowskiego był najdłuższym w jego karierze.
Może takie rozmowy powinny być w telewizji publicznej, którą koalicja dofinansowała kwotą 3 mld zł.
- Pozostawię bez komentarza.

Poza ustawą o elektronicznej zbiórce podpisów prowadzi też pan projekt, który ma ograniczyć dzieciom dostęp do nieodpowiednich treści w sieci. Było do niej bardzo dużo uwag w rządzie
- Zebraliśmy wszystkie uwagi i pracujemy nad kolejną wersją tekstu. Zgodnie z sugestiami próbujemy zdefiniować w niej treści szkodliwe. Wstępnie określiliśmy, że będą to:
„Materiały prezentowane w internecie, przedstawiające zachowania sprzeczne z powszechnie obowiązującymi normami społecznymi, mające charakter demoralizujący, mogące negatywnie wpływać na rozwój psychiczny, fizyczny i społeczny małoletnich. Z wyłączeniem treści o charakterze naukowym, edukacyjnym, artystycznym oraz treści stanowiących przestępstwo”.
A nie boi się pan, że patostreamer Robert Pasut będzie mógł zacząć swój film od słów „witajcie, oto moja działalność artystyczna” i wtedy wszystko już będzie zgodnie z prawem?
- Nie za wcześnie na torpedowanie tej definicji? Proszę mi ją najpierw pozwolić opublikować.
Torpedowanie?
- Dopatrywanie się wartości artystycznych w streamach Pasuta jest jakimś nieporozumieniem. Pokazywanie na wizji nietrzeźwych nastolatek miałoby się kwalifikować jako sztuka? To trochę szukanie dziury w całym. Myśl przewodnia naszej ustawy to ochrona dzieci przed internetowymi treściami dla dorosłych. Trzeba więc takie treści zdefiniować. Ktoś musi wziąć za to odpowiedzialność. No to jestem, zgłaszam propozycję i gotowość do dyskusji.
Ale ja nie bronię patostreamerów. Tylko pytam, czy urzędnicy dostaną do ręki dobrze zbudowane narzędzie.
- Dlatego pierwsza część definicji zawiera kilka wymogów – jak choćby demoralizujący charakter. To zresztą na razie roboczy projekt, przejdzie jeszcze przez konsultacje społeczne i opiniowanie w innych ministerstwach. Jeżeli okaże się, że nie da się zdefiniować patotreści, to zostawimy w ustawie tylko pornografię.
Pan by wolał, żeby jednak i one zostały?
- Patostreamy są gigantycznym problemem, który dotyczy głównie dzieciaków. To dla ich dobra trzeba się tym zająć.
Pani wiceminister kultury napisała, że nowe prawo jest zbędne, bo wystarczyłoby zaktualizować przepisy ustawy o radiofonii i telewizji, które już obejmują nadawców.
- Tylko, że gdybyśmy tak zrobili, objęlibyśmy tylko nadawców działających na polskim rynku. Skończyłoby się to jak z ustawą hazardową. Prawo niby działa, a ludzie i tak grają przez blokowane domeny, tylko że wykorzystując VPN.
Koalicja popiera ten pomysł?
- Ustawa została wpisana do programu prac rządu. Dzisiaj dość trudno powiedzieć co popierają koalicjanci, bo mamy kilka dni do wyborów. Poczekajmy co będzie po drugiej turze.

Jak się jest junior partnerem w koalicji, to trudno jest wprowadzać swoje pomysły?
- Zależy czego dotyczą. Jeżeli robi się rzeczy, które są potrzebne i istotne, to da się sporo wypracować. Ostatnio przekonałem MSWiA, żebyśmy podjęli prace nad usługą „text to 112”.
To znaczy?
- Siedzi pani w szafie, a ktoś pani okrada mieszkanie? Jak wtedy wezwać pomoc? Albo jak mają wzywać pomocy głuchoniemi? Dlatego pracuję nad tym, by na 112 można było napisać smsa.
Byłem w Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Radomiu, sprawdzałem, jak to u nich wygląda. Jestem w kontakcie z ministrem Leśniakiewiczem. Powołujemy właśnie zespół, który przygotuje mapę drogową dla tego pomysłu. Z perspektywy zadań MSWiA obsługa numeru 112 to sprawa mniejszej wagi. A dla mnie jest pierwszorzędna.
Dlaczego?
- Bo to usługa ratująca życie. Podobnie jak AML (advanced mobile location - dokładne raportowanie lokalizacji wzywającego pomocy) które właśnie wdrażamy. Chcemy też by w Polsce telefony z jabłuszkiem pozwalały na satelitarne wzywanie pomocy nawet bez dostępu do sieci. W większości europejskich krajów Apple oferuje taką usługę. Jak bardzo jest potrzebna mieliśmy okazję testować podczas powodzi, gdy woda zalala BTS-y. Pojechałem potem do Cupertino i rozmawiałem z twórcami tej technologii. Powiedzieli, że bez “text to 112” nie zadziała. No to trzeba to uruchomić. Wszyscy na tym wygramy.
wnp.pl