Reforma prawa dotyczącego imion: Jak nasze imiona są powiązane z naszą tożsamością

Pani Aehnlich, reforma prawa o nadawaniu imion wchodzi w życie 1 maja. Oboje małżonkowie mogą teraz nosić podwójne nazwisko, a dzieci pochodzące z rozwodu mogą przyjąć nazwisko rodzica, który je wychowuje. Jak oceniasz reformę?
Witam Państwa bardzo serdecznie. Poprzednie prawo dotyczące nadawania imion utrwalało stare wzorce, zmuszając ludzi do wyboru: tylko jeden z małżonków mógł nosić podwójne nazwisko, drugi mógł nosić „nazwisko twoje lub moje”.
W wywiadzie dla „ZEIT Online” badaczka imion Anne Rosar stwierdziła, że „ patriarchat jest wciąż żywy” w wyborze imion. Czy zgadzasz się z tym?
Tak. Badania Rosara wykazały, że w 71,9 proc. małżeństw heteroseksualnych kobieta przyjmuje nazwisko mężczyzny. Podawanym powodem jest zazwyczaj: „Planujemy mieć dzieci i chcemy być postrzegani jako rodzina”. Ceną jednak jest to, że kobiety tracą część swojej tożsamości, z którą żyły przez około trzy dekady. Językowo rzecz biorąc, czyni to kobietę w pewnym sensie niewidzialną. Pozostaje pytanie, czy w przyszłości znacznie więcej par zdecyduje się na wspólne, podwójne nazwisko. Nawiasem mówiąc, zwyczaj przyjmowania przez kobiety nazwiska mężczyzny nie jest tak stary, jak się często myśli.

Barbara Aehnlich jest doktorem nauk językoznawczych i wykłada w Jenie i Bremie. Jej specjalnością jest badanie regionalnych nazw geograficznych, dyscyplina ta została wpisana do rejestru niematerialnego dziedzictwa kulturowego Turyngii.
Źródło: Dr Barbara Aehnlich
Od kiedy żona przyjmuje nazwisko męża?
Zwyczaj ten istniał wśród szlachty już w XIV wieku, wśród pospólstwa do XVI wieku, a na wsi utrwalił się on na stałe dopiero około 1820 roku. Nie oznacza to jednak, że kobiety były bardziej zdecydowane. Nosiły jedynie imię ojca, nie męża.
Co tak naprawdę imię mówi nam o osobie, która je nosi?
Imię często mówi coś o płci danej osoby – w Niemczech bardziej niż w wielu innych krajach – a imiona neutralne pod względem płci stają się coraz bardziej popularne. Ale przekazuje też informacje społeczne, na przykład o pochodzeniu, lub „klasie”, jeśli nadal chcemy posługiwać się tym terminem. Rozważmy stwierdzenie „Kevin to nie imię, to diagnoza” wypowiedziane przez nauczyciela w ankiecie z 2009 r.

Poradnik na temat zdrowia, dobrego samopoczucia i całej rodziny – co drugi czwartek.
Zapisując się do newslettera wyrażam zgodę na warunki umowy reklamowej .
A co nam mówi to nazwisko?
Po pierwsze, intuicyjnie dokonujemy wyboru pomiędzy imionami tradycyjnymi, mniej lub bardziej „niemieckimi”, a imionami obcego pochodzenia. Nazwisko nie dostarcza zbyt wielu informacji o konkretnej osobie, ponieważ było przekazywane przez długi okres czasu przez ojca rodziny. Jeżeli w środkowych Niemczech znajdziemy nazwisko północnoniemieckie, otrzymamy informacje o historii tej linii nazwisk, lecz konkretna ocena osoby nie będzie możliwa.
Niektóre nazwy można również traktować jako wgląd w naszą historię. Słowo „Schmidt” pochodzi od słowa kowal, a „Wagner” od słowa budowniczy wozów. Co nazwiska rodzinne mówią nam o naszym społeczeństwie?
Wśród dziesięciu najczęściej występujących nazwisk znajdują się nazwiska takie jak Müller, Schmidt i Meier, które rzeczywiście wywodzą się z zawodów historycznych. Ale można w nim również dostrzec historyczne ruchy migracyjne. Polecam „Atlas nazwisk niemieckich” każdemu, kto interesuje się historią swojego nazwiska. Informacje na ten temat można znaleźć online w Cyfrowym Słowniku Nazw Niemieckich (DFD) pod adresem www.namenforschung.net .
Co kryje się za pani nazwiskiem, pani Aehnlich?
To dobre pytanie, choć nie mam jeszcze na nie precyzyjnej odpowiedzi. Albo rzeczywiście istniał ktoś, kto był „podobny” do kogoś innego lub czegoś, nie wiedząc dokładnie, na czym to podobieństwo polegało. Ale mogło też zawierać słowo „aenle”, co oznacza „dziadek” lub „enelîch”, słowo w języku średnio-wysoko-niemieckim oznaczające „przodków”. Niestety, nie wiem dokładnie, co to znaczy, w końcu wszyscy jesteśmy potomkami naszych przodków. Widzisz, nadal nie mam właściwego rozwiązania, co jest dość trudne dla osoby zajmującej się wyszukiwaniem nazw. (śmiech)
Z niemieckiej perspektywy nazewnictwo stosowane w innych krajach często wydaje się wyjątkowe. Żona prezydenta Ukrainy nie nazywa się Zełeńska, lecz Zełenska, a Duńczyk, pan Gunhildsøn, mógł mieć matkę Gunhildę. Czy w porównaniu z tym niemiecka tradycja nadawania imion nie wydaje Ci się trochę nudna?
Nie, zdecydowanie nie. Tego typu nazwy patronimiczne są w tych krajach ostro krytykowane. Niezależnie od tego, czy chodzi o skandynawską końcówkę „-son” lub „-sen” dla mężczyzn i „-dóttir” dla kobiet, czy słowiańskie pochodne „-a” i „-aja” – zwykle odzwierciedla to relację z mężczyzną, ojcem lub mężem. W przypadku kobiet jest to „córka” lub „żona”. Z tej perspektywy możemy być bardzo zadowoleni z naszych tradycyjnych niemieckich imion.
Nowe prawo dotyczące nadawania imion ma również na celu umożliwienie mniejszościom narodowym większej swobody w praktykowaniu własnych tradycji nadawania imion.
Ważny krok. Na przykład łużycki i fryzyjski to języki mniejszościowe, którym grozi wyginięcie. Dużo robi się tu także w kwestii nazewnictwa i oznakowania nazw miejsc, co przyjmuję z zadowoleniem. Ponieważ w życiu codziennym języki te odgrywają rolę podrzędną. Natomiast w sferze nazw możliwe jest utrzymanie statusu mniejszości kulturowo znaczącej i wzmocnienie tożsamości.
Do ustawy o nadawaniu imion nie została wprowadzona propozycja Zielonych, tzw. „meshing” , czyli możliwość nadania sobie np. nazwiska po mężu, Schmeier, przez panią Meier i pana Schmidta. Czy jest to stracona szansa na większą różnorodność?
Nie mam jeszcze na ten temat wyrobionego zdania. Z jednej strony, naturalnie cieszę się z tego, że ludzie mogą swobodnie decydować o swoim imieniu i tożsamości. Z drugiej strony, wszelkie informacje kulturowo-historyczne zostałyby utracone, gdyby Müller i Meier nagle stali się „Meilerem” lub „Schneckerem” od Schneidera i Beckera. Nie jako naukowiec, ale jako osoba prywatna, powiedziałbym, że przyzwyczajenie się do tego zajmie trochę czasu. Przede wszystkim nie wyobrażam sobie, że wiele osób mogłoby to zrobić.
Swobodne decydowanie o swoim imieniu jest aktem samostanowienia. Jeśli pomyślimy o biblijnym Adamie, który nadawał imiona zwierzętom rajskim (Księga Rodzaju 2:19), pojawia się bardziej fundamentalne pytanie: Jaka jest moc nadawania imion?
To jest akt przywłaszczenia. Krzysztof Kolumb nadawał nazwy wszystkim rzeczom, które zobaczył po odkryciu Ameryki. Miały już nazwy, o których nic nie wiedział, ale nadając nazwy zwierzętom, rzekom i lasom, przejął je na własność i stały się jego – albo przynajmniej hiszpańskie. Tego typu sytuacje zdarzały się notorycznie w epoce kolonialnej i nie powinniśmy skupiać się wyłącznie na wyzysku ekonomicznym czy grabieży dzieł sztuki, gdy rozważamy ten problem. Nie możemy zapominać: imiona mają moc.
Wywiad opublikowano po raz pierwszy 16 kwietnia 2024 r., a ostatnia jego aktualizacja miała miejsce 30 kwietnia 2025 r.
rnd