Coraz więcej fikcyjnych badań zalewa świat nauki. Stoi za nimi cała branża.


Ilustracja Joana Kelén / NZZ
Oszustwa, przekupstwo i sieci podejrzanych podmiotów: Nie, nie mówimy tu o handlu narkotykami. Chodzi o naukę.
NZZ.ch wymaga JavaScript do obsługi ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
W dziedzinie badań pojawił się dobrze zorganizowany przemysł fałszerstw. Tak zwane „fabryki papieru” oferują badaczom kompletny, bezproblemowy pakiet usług. Za kilkaset do tysiąca dolarów podają nazwisko badacza jako autora publikacji naukowej. Zazwyczaj sami tworzą artykuł naukowy, a inni płacący klienci z całego świata występują jako współautorzy. Fakt, że badanie jest publikowane bez zarzutu w czasopiśmie naukowym o znanej nazwie, jest oczywiście częścią usługi.
Liczba takich „śmieciowych” badań z papierni gwałtownie rośnie, podwajając się co półtora roku. Rośnie zatem znacznie szybciej niż liczba poważnych publikacji naukowych. Pokazuje to analiza fizyka Luisa Amarala i jego zespołu z Northwestern University w USA. W nowym badaniu ujawniają oni skalę problemu fałszerstw i dostarczają wglądu w mechanizmy działania fałszerzy.
Istnienie tego problemu jest znane w nauce od dawna. Amaral i jego zespół chcieli go skwantyfikować. W tym celu przeanalizowali statystycznie dziesiątki tysięcy artykułów. Znaleźli całe sieci podejrzanych autorów i redaktorów. Autorzy ci często publikowali nawzajem swoje artykuły – i z zadziwiającą częstotliwością artykuły te później demaskowano jako fałszerstwa.
Fałszerze współpracują ze skorumpowanymi wydawcamiAby sfabrykowane badania wyglądały jak najbardziej autentycznie, papiernie starają się umieszczać je w prawdziwych czasopismach naukowych. Działa to szczególnie dobrze, gdy jeden z redaktorów czasopisma współpracuje z fałszerzami.
Neurobiolog Ulrich Dirnagl kieruje Centrum Badań Odpowiedzialnych w Berlińskim Instytucie Zdrowia w Charité. Mówi, że otrzymał również oferty e-mailowe od podejrzanych papierni. Za określoną opłatą zaoferowali mu „wsparcie” w napisaniu artykułu badawczego. A jeśli sam jest redaktorem czasopisma naukowego, mogą mu również zaproponować współpracę.
Taka współpraca może być bardzo lukratywna dla wydawcy. W zeszłym roku czasopismo naukowe „ Science ” ujawniło dowody na to, że zawodowi fałszerze przekupywali redaktorów czasopism naukowych.
Zgadza się to z wynikami badań Amarala i jego zespołu. Pokazują one, że papiernie często obierają za cel konkretne czasopisma naukowe i zalewają je fałszywymi publikacjami. Właśnie to najwyraźniej przydarzyło się czasopismu „Bioengineered”. Po pojawieniu się coraz większej liczby dowodów na dużą liczbę fałszywych publikacji w tym numerze, czasopismo ogłosiło na początku lipca, że na razie nie będzie przyjmować żadnych zgłoszeń. Jak do tego doszło? Zespół redakcyjny został skompromitowany w 2021 i 2022 roku, jak czytamy w oświadczeniu. Obecnie redakcja skrupulatnie weryfikuje już opublikowane i przesłane artykuły pod kątem fałszerstw.
W przypadku „Bioengineered” wydawca w końcu dostrzegł problem i podjął działania. W innych przypadkach firmom produkującym podróbki udało się przejąć całkowitą kontrolę nad niegdyś renomowanym czasopismem. Na przykład Amaral i jego współpracownicy powołują się na czasopismo poświęcone leczeniu AIDS, które nagle opublikowało badania nad prażonymi orzechami laskowymi. Jeśli czasopismo coraz częściej publikuje artykuły spoza swojej dziedziny, jest to wyraźny znak, że fałszerze przejęli nad nim kontrolę.
Fałszerze oferują proste rozwiązanieFakt, że w ogóle istnieje rynek na oferty fałszerzy, wynika z zachęt ustanowionych przez system akademicki. Naukowcy używają zwrotu „publikuj albo giń”, aby opisać presję, pod jaką się znajdują. Liczba opublikowanych artykułów naukowych i częstotliwość, z jaką były one cytowane przez innych naukowców, stanowią ważne wskaźniki przydzielania stanowisk, awansów i finansowania badań.
Jednak poszerzanie listy publikacji jest pracochłonne. Pojedyncza, solidna publikacja naukowa często wymaga kilku lat pracy. Biorąc pod uwagę ten wysiłek, niektórzy mogą odczuwać pokusę, by pomóc w tym wszystkim, korzystając z wygodnego fałszerstwa.
Chociaż liczba fałszywych badań stale rośnie, zaskakująco niewiele robi się, aby je zwalczać. To głównie wolontariusze odkrywają fałszywe publikacje. Jeśli znajdą dowody oszustwa w artykule naukowym, zostawiają komentarze na platformach internetowych, takich jak PubPeer .
„Big Data” staje się wyrażeniem „kolosalne informacje”Wspólną cechą charakterystyczną podróbek są powielone obrazy. Są to dokładnie te same obrazy pojawiające się w kilku różnych publikacjach – a nawet wielokrotnie wykorzystywane w tej samej publikacji. Następnie przedstawiana jest pojedyncza krzywa pomiarowa, na przykład jako wynik kilku różnych eksperymentów. Wykorzystując skopiowane obrazy, Amaral i jego współpracownicy byli w stanie wykazać, że papiernie często tworzą jednocześnie całą serię pseudo-badań. Wielokrotnie wykorzystują tę samą małą pulę obrazów.
Fałszywe publikacje można również rozpoznać po tzw. „skrępowanych” wyrażeniach. Pojawiają się one, gdy oprogramowanie jest używane do nieznacznego przerobienia autentycznego badania. Aby plagiat nie był od razu widoczny, oprogramowanie zastępuje słowa ich synonimami. W terminologii naukowej prowadzi to jednak często do nieumyślnie komicznych konstrukcji. Na przykład „Big Data” staje się „kolosalną informacją”. Wiele z odkrytych fałszywych badań zawiera takie wyrażenia.
Można by więc powiedzieć: Klasyczna podróbka z papierni jest stosunkowo prosta. Ale być może sytuacja jest wręcz odwrotna: wykrywane są tylko najprostsze podróbki. Lepsze mogą pozostać całkowicie niezauważone.
Według szacunków, około jednego do dwóch procent wszystkich badań publikowanych corocznie to fałszywe, a tendencja ta rośnie. W odpowiedzi na pytanie, Amaral pisze, że według jego badań, rzeczywista liczba sfabrykowanych badań może być nawet sto razy wyższa. Tylko niewielka część badań uznanych za „śmieciowe” została wcześniej ujawniona w internecie jako fałszywe.
Co więcej, generatywna sztuczna inteligencja (AI) prawdopodobnie położy kres powielanym obrazom i „torturowanym” wyrazom twarzy. AI jest teraz w stanie generować realistycznie wyglądające ilustracje naukowe i teksty w bardzo krótkim czasie , całkowicie omijając tradycyjne taktyki wykrywania stosowane przez detektywów. W związku z tym fałszerstwa będą prawdopodobnie coraz bardziej niewidoczne.
Szwajcaria ocenia badaczy według nowych standardówPomimo tego niepokojącego rozwoju sytuacji, można założyć, że prace naukowe z uznanych uniwersytetów zachodnich są rzeczywiście oparte na badaniach. Napływ falsyfikatów jest zjawiskiem marginalnym dla profesorów amerykańskich i europejskich uniwersytetów. Znaczna część papierni i ich klientów znajduje się w Chinach, Rosji lub Indiach. Większość falsyfikatów jest publikowana w mało znanych czasopismach lub czasopismach znanych już z niskiej jakości. Jest mało prawdopodobne, aby renomowani eksperci padli masowo ofiarą fałszerstw.
Ulrich Dirnagl dostrzega jednak zagrożenia. Uważa, że sfałszowane publikacje stanowią szczególny problem dla przeglądów systematycznych. Takie przeglądy podsumowują wyniki wielu badań. Sfałszowane badania mogą zanieczyścić wyniki tych badań. „To jak wrzucanie gnoju do basenu” – mówi Dirnagl. Wystarczy odrobina brudu, by wszystko zepsuć.
Dla Dirnagla jest jasne, że istnieje tylko jedno wyjście z tego dylematu: bodźce w systemie naukowym muszą się zmienić. Jeśli priorytetem będzie jakość badań, a nie liczba publikacji, kupowanie podróbek przestanie się opłacać.
I rzeczywiście, pojawia się coraz więcej inicjatyw w tym kierunku. Jednym z pionierów jest Szwajcarska Narodowa Fundacja Nauki. Od 2022 roku naukowcy ubiegający się o finansowanie muszą składać CV w formie narracji, zamiast tradycyjnego CV z długą listą publikacji. Wykorzystując najważniejsze momenty swojej kariery, naukowcy muszą wyjaśnić, jak przyczynili się do postępu badań w swojej dziedzinie. Mnóstwo bezwartościowych, bezwartościowych badań w CV niewiele w tym względzie pomaga.
Jednak aby takie środki powstrzymały falę fałszerstw, muszą zostać wdrożone znacznie szerzej. Do tego czasu papiernie będą nadal zarabiać miliony na swoim biznesie.
nzz.ch