Nowe elektrownie gazowe na Łużycach: Kontrowersje wokół planów Ministerstwa Gospodarki

Minister gospodarki Katherina Reiche (CDU) już podjęła zobowiązania. „Elektrownie gazowe są potrzebne na Łużycach i zostaną zbudowane” – powiedziała na początku tygodnia podczas wizyty w firmie energetycznej Leag w Sprembergu (powiat Sprewa-Nysa). Dodała nawet, że warunki przetargu zostaną tak skonstruowane, aby Leag mógł zainwestować i wygrać przetarg.
Minister posunął się w tej kwestii daleko. Czas pokaże, kiedy i na jakich warunkach elektrownie powstaną. Nie ulega jednak wątpliwości, że trzeba coś zrobić: udział odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym rośnie. Ich nierównomierna produkcja energii sprawia, że coraz bardziej konieczne staje się uruchamianie „elektrowni sterowalnych”, gdy nie świeci słońce i nie wieje wiatr (tzw. okresy przestoju). Właśnie do tego mają zostać zainstalowane turbiny gazowe w Sprembergu i innych miejscach, o łącznej mocy 20 gigawatów (GW), co odpowiada 30–40 większym elektrowniom.
Poprzednik Reichego, Robert Habeck (Partia Zielonych), już wcześniej przejął kontrolę nad rezerwową mocą wytwórczą. Jego ustawa o bezpieczeństwie elektrowni upadła w chaosie rozwiązującego się rządu „sygnalizacji świetlnej”. Habeck prognozował moc 12,5 gigawata. Ale nawet w takiej skali byłoby to kosztowne przedsięwzięcie dla państwowej kasy.
W tym czasie zaplanowano łącznie 17 miliardów euro dotacji – rozłożonych na lata 2029–2045. Powód: elektrownie nie mogą być eksploatowane w sposób rentowny, ponieważ są włączane tylko na kilka godzin w okresach słabego wiatru. Jednak stała usługa rezerwowa stanowiłaby biznes bez ryzyka dla LEAG lub innych potencjalnych operatorów, takich jak RWE czy Eon.

Biuletyn RND z okręgu rządowego. W każdy czwartek.
Zapisując się do newslettera wyrażam zgodę na warunki umowy reklamowej .
Reiche, była menedżerka spółki zależnej E.ON, przyjęła teraz nieco bardziej agresywne podejście niż jej poprzednik: 20 gigawatów ma zostać podłączonych do sieci już w 2030 roku. Zapowiedziała, że początkowo zacznie od „szybkich rozwiązań” dla mocy od 5 do 10 gigawatów. Pierwsze przetargi mają zostać ogłoszone jeszcze w tym roku.
Istnieje jednak silny sprzeciw: „Przetargi na elektrownie to pierwszy krok w złym kierunku” – mówi Robert Busch, dyrektor zarządzający Niemieckiego Stowarzyszenia na rzecz Nowej Gospodarki Energetycznej (BNE), w rozmowie z RedaktionsNetzwerk Deutschland (RND). Dodaje: „Zamiast stałych subsydiów technologicznych potrzebujemy gospodarki rynkowej, pewności prawnej i otwartości technologicznej”.
Busch otrzymuje wsparcie z nieoczekiwanego źródła: Unii Klimatycznej. Członkowie CDU i CSU zorganizowali tam koalicję, której celem jest ochrona klimatu. Niedawno opublikowane badanie firmy konsultingowej Conenergy-Consult, zlecone przez Unię Klimatyczną, wskazuje, że nowe elektrownie gazowe są najdroższym ze wszystkich możliwych rozwiązań. I dodaje: „Politycznie narzucony cel 20 GW elektrowni gazowych jest ryzykowny, ponieważ narzuca konkretne rozwiązanie, zanim stanie się jasne, jaki miks technologiczny będzie potrzebny w perspektywie długoterminowej”.
Ponadto może to być kosztowne dla konsumentów. Krążą różne wyliczenia, że wdrożenie planów Reichego doprowadzi do wprowadzenia nowej dopłaty dla odbiorców energii elektrycznej. Ze względu na unijny system dopłat, jeśli jedynym zmartwieniem jest bezpieczeństwo dostaw, koszty muszą zostać przerzucone na użytkowników. Wtajemniczeni podejrzewają, że może to wynieść 2 centy za kilowatogodzinę. Do tego doliczono by podatek VAT, co łącznie wyniosłoby niecałe 2,4 centa. Dla rodziny zużywającej rocznie 5000 kilowatogodzin, matematycznie zwiększyłoby to ceny energii elektrycznej o prawie 120 euro.
Wiele pozostaje jednak niejasności w tej kwestii. Na przykład, dopłata mogłaby zostać zniesiona, gdyby elektrownie za kilka lat przestawiły się na zielony wodór, ale musiałoby to być prawnie wiążące. To uczyniłoby je służbą ochrony klimatu, a dotacje mogłyby być finansowane z dodatkowego budżetu rządu federalnego, Funduszu Klimatycznego i Transformacyjnego.
Jednak Niemiecka Federacja Energetyczna (BDEW) zwróciła już uwagę podczas prezentacji Habecka, jak problematyczne byłoby przestawienie się na konkretny rok, ponieważ nie ma pewności, kiedy będzie dostępna wystarczająca ilość zielonego wodoru. To bardzo utrudnia finansowanie nowych elektrowni. Reiche przyznała również, że nie widzi żadnego „rozwoju rynku” dla zielonego wodoru.
A co z rozwiązaniami alternatywnymi? Busch podkreśla: „Instrumenty są na stole. Dzięki zobowiązaniu zabezpieczającemu bezpieczeństwo dostaw można zapewnić tanio, szybko i w pełni zgodnie z zasadami gospodarki rynkowej”. Oznacza to, że dostawcy energii elektrycznej byliby zobowiązani do zabezpieczenia się przed sytuacjami niskiego zapotrzebowania na energię słoneczną i wiatrową, aby zagwarantować dostawy. Unia Klimatyczna również proponuje: „Najskuteczniej można zabezpieczyć się przed okresami ciemności, stosując różnorodne rozwiązania technologiczne”. Na przykład, potrzebna energia mogłaby pochodzić z akumulatorów lub elektrowni na biomasę. Należy również rozważyć opcje elastyczności, takie jak zmniejszenie zużycia energii elektrycznej przez pompy ciepła lub zakłady przemysłowe.
rnd